28 kwietnia 2009

już kwiecień

Działo się bardzo dużo przez ten cały czas od ostatniej notki. Coraz więcej kolokwiów za mną, wszystkie pozaliczane, na oceny pozytywne, kilka nawet na trochę bardziej pozytywne. Tak właściwie został mi nieco ponad miesiąc studiowania i sesja, a więc przede mną czas intensywnej powtórki. Właśnie układam plan takowej z anatomii. Jakoś się nie lubimy z tym przedmiotem, chyba z wzajemnością. Przynajmniej nie chcę być chirurgiem, więc bardzo mnie to nie męczy. Może to trochę kwestia asystenta i "atmosfery" na zajęciach, jednak też fakt, że nie lubię się uczyć "na pamięć" bez zrozumienia ma też coś do powiedzenia. Wierszyki nie dla mnie, aktorką też nie będę :P

Brałam udział w akcji "Szpital Pluszowego Misia" i dla ok. 50 przedszkolaków byłam najprawdziwszą Panią Dochtór leczącą ich misie. Jednemu założyłam nawet gips i obandażowałom łapki, jednak pacjent i tak wymagał operacji :). Postaram się napisać coś więcej, jak w końcu opublikują zdjęcia z tej akcji.

Święta super, bo w domku, teraz wracam na długi weekend. Się człowiek przyzwyczaja do tego domu :). A jakby nie patrzeć, pół roku mieszka poza nim. Najgorzej to ma chyba Rysiek, królik, z tymi wszystkimi przenosinami. Aktualnie jest w domku, ale może po majowym zawita znowu do "stolycy". Miło jest, jak ktoś Cię wita jak wracasz z zajęć.

Pozdrawiam serdecznie i postaram się pisać trochę częściej :)

28 marca 2009

co u mnie

Od kiedy ostatnio pisałam dużo się zdarzyło, więc niestety skrótowo będzie o najważniejszych rzeczach, a przynajmniej o tych, o których pamiętam w tej chwili.

Co do uczelnianych spraw, kolokwia pozaliczane, klatka z anatomii na 3 ( i to w pierwszym terminie, ale nie u naszego asystenta, więc nie można mówić o miłosierdziu T., którego niechęć do mnie jest już raczej potwierdzona), brzuch niestety drugi termin został, będzie w poniedziałek. Zabrakło 1, słownie: jednego, punktu do zaliczenia. I nie ma zmiłuj u T. A błędy oczywiście głupie, chociaż jakby się uprzeć, to można by naciągnąć, no ale trudno. W każdym razie nasza grupowa niechęć do T. zaczęła się rozprzestrzeniać na inne grupy, i jak na razie sięga chyba na całą naszą salę, ciekawe, czy osiągnie wszystkie 3?

Skończyłam łacinę i radosną podróż przez uroki tego, i innych - nie zapominajmy o grece, języków obco-starożytnych, niezbędnych w edukacji lekarskiej. Bo jak będziemy wypisywać recepty, jak nie po łacinie? Ciekawam bardzo miny aptekarza, który taką dostanie. Jak wielkie oczy zrobi i jakie słowa pośle pod adresem wystawiającego lekarza. Łacina skończyła się testem, który był podobny, ale niestety nie taki sam, dla całego wydziału. Pisany w różnych dniach, tak więc zainteresowanych pozostało jedynie regularne sprawdzanie maila grupowo-wydziałowego. Szczegóły pozostawię wyobraźni czytelnika. W każdym razie łacinę skończyłam z 4. Pisana dużą, bo jednak zasłużyłam, żeby nie było.

Zaczeliśmy przedmiot zwany propedeutyką uzależnień. Przedmiot niewątpliwie ciekawy, idea zacna. Niestety monotonny głos Pani prowadzącej od 8 rano wykład, który chyba nie ma planu, jakiegoś głębszego przemyślenia treści, a slajdy w PP, to po prostu wklejony tekst z edytora tekstu (często używaną animacją jest wystrzeliwanie literek z karabinu, tak ze 100 na jednym slajdzie) dość skutecznie uniemożliwia zainteresowanie przedmiotem. Czytać jakoś mi się nie udaje, więc pomnażam kolekcję frywolitek. Ostatnia godzina była ostatnia, gdyż mieliśmy zaproszonego gościa. Wygłaszał świadectwo swojego życia, a obfitowało ono w doświadczenia związane z tematem (ostatnio-narkotyki), że powiem tak nie dosłownie, bo tajemnica lekarska obowiązuje już od 1. roku studiów.

Jeżeli chodzi o pojęcia abstrakcyjne, typu "czas wolny", "bywanie", "ukulturalnianie się". Byliśmy w teatrze. Było ciekawie, chociaż sztuka chyba zbyt artystyczna jak dla mnie, może za dużo literatury medycznej? Może po prostu nie mój typ sztuki. Jakkolwiek bawiłam się dobrze i wieczór zaliczam do udanych. Ostatnio - impreza w Medyku - miło, sympatycznie. Miała być "nasza część grupy", a wyszło jak zwykle. Chociaż wyniki z koła T. miały zapewne w tym swój udział.

Dzisiaj odbyło się seminarium o PJM (Polskim Języku Migowym). Pierwszy raz uczestniczyłam w takim wydarzeniu. Dobrze, że byli tłumacze, którzy tłumaczyli w dwie strony - to dużo z niej wyniosłam, informacji oczywiście. Wystąpień było 6, bardzo podobały mi się 3. Czwarte miało ciekawy temat, ale przedstawienie go miało pewne zastrzeżenia, chociaż możliwe, że brakuje mi pełnej wiedzy w danym temacie. Pisać bym mogła długo o swoich wrażeniach, ale mówiąc krótko - urzeczona jestem. Naładowałam baterie, bo wiem, że długa droga przede mną w PJMie. Żeby kiedyś migać przynajmniej w podobnym tempie, jak Głusi, żeby rozumieć większość, żeby móc stworzyć im takie same warunki wizyty lekarskie, jak słyszącym.

A na razie uciekam uczyć się anatomii, bo jak na razie to się z tego zrobiło "Never ending story", tak troszkę.

Pozdrawiam wszystkich czytających serdecznie

4 marca 2009

marzec

marzec się zaczął niespodziewanie, bo jak ktoś mi kiedyś powiedział, jak człowiek ma co robić, to czas jakoś szybciej ucieka. Jak tak sobie policzyłam, to właściwie za jakieś 3 miesiące kończę rok :). Prawie nie do uwierzenia. Ale na "podsumowania" czas będzie później. Teraz uwagę trzeba poświęcić bliższej przyszłości.

Z większych zmian, biorę lekcję migowego, raz w tygodniu godzinę. Lekcje / korepetycje prowadzi Ola z http://glusi.blox.pl/html . Byłam jak na razie na jednej i chwalę sobie niezmiernie. Zresztą już od dłuższego czasu brakowało mi kontaktu z tym językiem, a przecież wiadomo, że praktyka to podstawa.

Z kolejnych zmian - dostałam piękny duży,ale taki na prawdę DUŻY kubek, ma pojemności ponad 0,5 litra i był prezentem walentynkowym. Najbardziej się cieszę, że już nie muszę latać do kuchni co chwilę, żeby dorobić herbaty.

Na uczelni minister zafundował nam kurs BHP, czyli 2 wykłady po 1,5 godziny. Babka prowadząca poprosiła tylko, żeby nie przeszkadzać. Wykłady są obowiązkowe i kończą się wpisem do indeksu. Na ostatnich jest "test zaliczeniowy", który ma za zadanie sprawdzić obecność, bo rozdają tylko tyle kartek ile jest osób. W sumie pomysłowe :).

Z ostatnich "odkryć" muzycznych, czyli czego teraz słucham podczas zakopywania się w książki :)

1. Melnica - rosyjski zespół folkowy: Doroga sna i Dweri Tamerlana , jest oczywiście dużo więcej, ale to już zostawiam własnym poszukiwaniom. A odkrycie zespołi zawdzięczam Bogusi :).

2. Ludovico Einaudi - to z kolei moje "odkrycie", włoski pianista, kompozytor; jego utwory urzekły mnie minimalizmem i elegancją, żadna nuta nie jest tam niepotrzebna; Nuvole bianche

18 lutego 2009

po feriach

Skończył się niestety czas wolny, i trzeba było powrócić w mury uczelni. Mogę się pochwalić nieskromnie, że wszystkie marzenia studentki zostały spełnione. Przez zdanie wszystkich egzaminów, tak, zaliczyłam to koło z anatomii, przez zobaczenie rodzinki, przyjaciół, domowe obiadki, aż do rzeczy trywialnych jak własne łóżko i zmywarka.

Jednak Dorotka już nie jest w Kansas. Zmienił mi się plan, bo jest nowy semestr. Odeszła chemia, moja ulubiona pierwsza pomoc i socjologia, która nie była taka zła, jak opowiadali, no może zaliczenie, ale mnie się udało za pierwszym razem. Z nowych rzeczy mam informatykę, wf i propedeutykę uzależnień, która jest dopiero od połowy semestru. O zajęcia z wf rozegrała się prawdziwa walka, gdyż są różne zajęcia o różnych godzinach. Zapisy oczywiście internetowe. Rejestracja i logowanie były dość ciężkie, po godzinie serwer padł. Mnie się udało zapisać na to co chciałam. Pierwsze zajęcia były organizacyjne, przyszło bardzo dużo osób, same dziewczyny. Pół godziny czekania i 5 minut pogadanki o stroju sportowym, zapisach i przepisywaniu się na inne zajęcia. Nie ma to jak szanować swój czas. Chociaż już wiem jak dojechać na zajęcia. Moja wiedza odnośnie poruszania się po Warszawie rośnie, jechałam już dwoma nowymi autobusami.

Z anatomią robi się coraz ciekawiej, ja znalazłam już swój sposób na uczenie się, więc uczelnia postarała się, żebym jednak dalej nie miała wolnego czasu. Wcześniej mieliśmy koło mniej więcej co miesiąc, teraz mamy co 2,5 tygodnia. Przedmiot jest rozpisany na dwa semestry, a materiału niestety nie jest mało. W sumie to cały człowiek. Będzie na pewno ciekawie, i to nie tylko z powodu poznawania budowy kolejnych narządów. Cieszę się, że nie trzeba znać budowy samochodu, żeby nim jeździć. Chociaż budowa ta jest bardzo interesująca.

Dzisiaj pada śnieg, może w weekend się na jakiś spacer wybiorę? I może będzie trochę dalszy niż do sklepu po zakupy? Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

1 lutego 2009

długa przerwa

Przepraszam bardzo za długą przerwę w pisaniu notek. Spowodowane to było głównie powrotem do studenckiej rzeczywistości końca semestru i koniecznością zaliczenia wszystkich możliwych przedmiotów.

Sesji zimowej nam oszczędzili, chociaż nie wiem, jak bardzo może się różnić egzamin w czasie sesyjnym od tego w czasie niesesyjnym, skoro materiałem jest cały semestr. Jak na razie jest to dla mnie zagadka nierozwiązywalna, pewnie zmieni się to po sesji letniej.

W krótkim podsumowaniu: wyniki zaliczeń semestralnych pozytywne, tylko z anatomią zobaczymy się po feriach, ale to akurat było do przewidzenia. Co prawda trochę inaczej to sobie zaplanowałam, zdać "szpilki" przed feriami i teorie po feriach, ale asystent mój miał inny plan, więc atlasy nie stęsknią się za mną przez ferie, niestety. Jak na razie najlepiej mi idzie z najmniej ważnych przedmiotów, co może oznaczać, że albo przedmioty ważne są trudne i mają dużo materiału, albo lepiej mi wchodzi to co nie musi. Jeżeli macie inne wyjaśnienia, to chętnie posłucham :)

Z innych przydatnych umiejętności, nauczyłam się zakładać wenflony, w każdym razie założyłam go raz i zarówno ja, jak i kolega, będący ofiarą, żyjemy. Nauka wstawania na budzik dalej jest w toku. Jak na razie wychodzi, pod warunkiem silnej motywacji wstającego i odległości do budzika większej niż zasięg oddziaływania przyciągającego świeżo opuszczonego łóżka.Jako sukces zapisuję sobie nie zaspanie na egzamin z chemii.

Zaczynam mieć również "swoje" miejsca w Warszawie, chociaż na razie jest to jedna herbaciarnia na metro Centrum, gdzie można zakupić kawę/herbatę w godziwych cenach i sklepik spożywczy na metro Imielin z pączkami z jagodami i śmietaną, czasami niezastąpionymi w wymiarze śniadaniowym. Prowadzę również poniekąd ranking subiektywny kaszek dla dzieci, które są potrawą szybką, ciepłą i niewymagającą myślenia o wczesnych porach dnia, czyli idealne na śniadanie.

W domu również kilka zmian. Po pierwsze, pustka już mniej pusta, nawiązując do ostatniego komentarza. Pojawiła się w naszych skromnych progach nowa sunia, która podbojem zdobyła serca domowników. Za niedługo zjawi się również koteczek. Zapowiada się wesoło.

2 stycznia 2009

tęczowy most

W pierwszym dniu nowego roku przeszedł na drugą stronę mój pies. Miał już swoje lata, chorował i teraz jest mu na pewno przegania ptaki ze swojego nieba. Ale zostało puste miejsce przy stole.


To jest jego ostatnie zdjęcie. Żegnaj Rafciu.

15 grudnia 2008

dinozaury

Dawno nie pisałam, bo się zwariowany czas zrobił dość. Koło oblałam, więc mam komisa w maju. Nie cieszę się z tego, ale już przegryzłam się z tą myślą i powiedzmy, że ją akceptuję. Oblałam niestety dość głupio, bo na szpilkach. Jak już wiadomo, są one konikiem naszego asystenta i pomimo, że struktury były proste, to same szpilki były wredne. Niektóre rzeczy powtórzyły się 4 razy, z tego 2 razy na jednym preparacie, tętnice zaznaczane na zdjęciach MRI, i takie inne kwiatki. W szczegóły wdawać się nie będę, bo sensu nie ma.

Jako, że na anatomii zaczęliśmy już nowy temat, musiałam nadrobić materiał. Kolejny weekend z książkami. W tym tygodniu również radosne zaliczenie z angielskiego, kartkówko-dyktando z łaciny, chemia, na której dość mocno mi zależy. Dużo nauki=mało snu, w każdym razie w tym przypadku.

Co do aklimatyzacji w Warszawie, niestety się ze starosta własnej grupy nie polubimy. Jest kilka kwestii spornych, np., że do jego obowiązków nie należy informowanie grupy (!), ciężko przetłumaczyć, że nie wszyscy mają grono i przekazywanie informacji w ten sposób nie jest najlepszym sposobem, skoro mamy maila grupowego, i takie inne. Nasze zdanie w kwestii mówienia "przepraszam" asystentom też się różni, chociaż w to akurat "zamieszana" jest większa część grupy. Złożyło się, że większości nie było na angielskim przed kolokwium z OUNu, a babka zachowała się bardzo w porządku, bo nie sprawdziła obecności i nie miała do nikogo pretensji. Po drodze miała imieniny. Dla mnie było naturalne, że należy ją przeprosić/podziękować/złożyć życzenia imieninowe. W takich wypadkach ptasie mleczko jest jak najbardziej trafne, albo cokolwiek innego w tym guście. Okazało się jednak, że nie. Bo "jesteśmy na studiach, a przepraszało się nauczycieli w podstawówce", "to głupio wyjdzie", itd. W końcu kupiliśmy, daliśmy, chociaż większość grupy się nie złożyła, a wręcz zostałam uznana za jakąś pomyloną. Było jej bardzo miło, poczęstowała wszystkich. O dziwo, nikt nie odmówił, i nie było ważne, czy się składali, czy nie. Bo jakoś tu nikt nie miał odwagi się przyznać, co myśli. I kolejna sprawa: prezenty świąteczne dla asystentów. Pomysł nie mój, choć też o tym myślałam, koleżanka powiedziała, że sprawdził się u niej w zeszłym roku na Politechnice, więc, żebyśmy teraz też spróbowali. Nie chodzi przecież o nic wielkiego, tylko raczej o sam gest. Koszt czekoladowego mikołaja to ok. 3 złote, a asystentów mamy 9. To naprawdę nie jest dużo, a korzyści - ogromne. Bo od razu grupa się lepiej kojarzy, a to jest ważne, gdy praktycznie od asystenta zależy zdanie kolokwium i takie inne, chyba nie muszę tłumaczyć. Jednak połowa mojej grupy stwierdziła, że nie bo: "to głupio wyjdzie", "nie są zżyci z asystentem, to po co mają mu coś kupować" itd, itp.

I tu właśnie moje pytanie, czy ja mam jakieś archaiczne zasady, że mówi się proszę, że kupuję się drobne upominki nie tylko tym, których się lubi, itp. Czy to może jednak wychowało się pokolenie, dla którego rzeczy kiedyś oczywiste już nie są takie oczywiste i normalne?