27 listopada 2008

Roboty huk, kolokwium się niestety zbliża coraz większymi krokami - najbliższe 5 grudnia. Jednak to nie koniec prezentów na okres przedświąteczny. Nasz wydział ma nowego dziekana, który postanowił sobie, że to nie może tak być, że studenci I roku nie mają zaliczeń w I semestrze. Do tej pory były one tylko z tych przedmiotów które trwały jeden semestr, teraz - są ze wszystkich. Mam nadzieję, że do zaliczenia anatomii wystarczą kolokwia. Co do histologii i łaciny to nie mam najweselszych myśli. czytając kolejne tematy z cytofizjologii rozumiem niestety coraz mniej, tak na przykład w ramach poznawania ciekawych białek:
MAPK - kinaza białkowa aktywowana mitogenem
MAPKK - kinaza MAP kinazy
MAPKKK - kinaza kinazy MAP kinazy

Łacinę rozumiem tylko jej nie umiem, bo końcówki mi się mylą. Jednak mamy te 5 deklinacji i 3 koniugacji w dwóch trybach. Teraz jeszcze powinnam do tego znać słówka, ich rodzaje itd. Tylko ta doba jakoś dziwnie krótka ostatnimi czasy.

Co do pierwszych zajęć z socjologii, to nie było tak źle jak niektórzy opowiadali. Mnie się nawet podobało. Taka pogadanka o kulturze, społeczeństwie, itd. Podobno potrzebna, bo można manipulować ludźmi jak to jeden z kolegów stwierdził. Mam nadzieję, że okaże się być przydatną w przyszłej pracy. Może niekoniecznie, żeby manipulować, ale żeby ułatwić życie i lekarzowi i pacjentowi.

Z anatomii teoretycznie umiem już całą budowę tego nieszczęsnego mózgu, a teraz muszę się nauczyć co jest za co odpowiedzialne i co się dzieje jak to uszkodzimy. O dziwo ostatnia część wchodzi mi najlepiej, może dlatego, że jest najciekawsza. Dla przykładu - pacjent może negować istnienie połowy swojego ciała, po prostu jej nie zauważać, można również nie być zdolnym do rozumienia tylko mowy, albo tylko pisma, można również nie być w stanie przyswajać nowych informacji i tworzyć nowe bazując na zmyśleniach - zespół Korsakowa - przedstawiony w jednym serialu medycznym, tak na marginesie.

Jutro tylko histologia, a potem radosne rycie anatomii. Zapowiada się równeiż wolny weekend, tak więc Bochenek aż skacze z radości.
Pozdrowienia dla wszystkich.

23 listopada 2008

niechciej

Przepraszam za długą nieobecność. Ilość materiału do wchłonięcia przez studentów przyrasta z czasem, czas jednak nie ma zamiaru przyrosnąć. Co więcej nie lubię, gdy jest ciemno za oknem, a ja muszę wstać, lub usiąść nad książkami, a tak dzieje sie niestety coraz częściej. W związku z zaistniałym, dopadł mnie "niechciej", czyli średnio pół dnia się uczę, a drugie pół motywuję się do tego.

Atmosfera na uczelni zaczęła być coraz bardziej przyjazna. My przyzwyczailiśmy się już do bycia studentami i systemu studiów, wykładowcy/asystenci przyzwyczaili się do nas. Zaliczenia semestralne i kolokwia coraz bliżej, więc niechciej będzie się musiał odczepić prędzej czy później. Zapewne zostanie wyparty przez wzrastający poziom adrenaliny.

Ten weekend miał pełne znamiona normalnego domowego weekendu, mimo, że nie ruszałam się ze stolicy. Przyjechała do mnie siostra. Przywiozła jedzenie, dzięki wielkie babciu - paszteciki spałaszowałyśmy dzisiaj do rosołku :). Byłyśmy na zakupach, w kinie, nawet trochę się pouczyłyśmy i Aga pomogła mi w sprzątaniu. Był to wypełniony weekend, ale taki normalny. Bardzo odpoczęłam, dzięki wielkie siostra :*.

A jak na razie anatomia wzywa, tym razem zdjęcia mózgu. W poniedziałek zaczynam również socjologię, i nie wiem właśnie czy się cieszyć. Podobno teksty do przeczytania są dość ciekawe, zobaczymy. Pozdrawiam wszystkich.

16 listopada 2008

weekend z anatomią

Notka miała być rano, ale o tej godzinie spałam jeszcze, więc jest teraz. Do anatomii mam awersję, odrzuca mnie na samą myśl o otworzeniu książki. Jest to na tyle skuteczne, że dzisiaj zrobiłam bardzo dużo rzeczy, z czego tylko niewielka część ma coś wspólnego z anatomią. W ramach przekonywania siebie, że to nie jest takie złe, przerzucam się na Pituchową. Jest ona bardziej skondensowana, nie ma aż tak szczegółowych informacji jak Bochenek, a najbardziej motywujący jest fakt, że zamiast 200 stron mam do nauczenia się na pamięć li i jedynie 60. Mojej psychice jednak robi to różnicę. Bo z dzisiejszej nauki niestety zapoznałam się tylko z kresomózgowiem i komorą boczną, a to powinnam była już umieć dawno.

Z ciekawostek: zostałam posądzona o zaniżanie poziomu i niestaranie się (!) przez osobę studiującą w Poznaniu, (chodziło o moją ukochaną tróję z kolokwium. Generalnie się wkurzyłam i prawie obraziłam, bo skoro w Poznaniu szpilki mają raz (!) na egzaminie, a cała anatomia trwa u nich 3 semestry, to tu nawet nie ma co porównywać.

Z rzeczy milszych: długi weekend. Można było sobie odpocząć, spotkać się z rodzinką, przyjaciółmi, bo były odwiedziny u kuzyna, tańce, eMkowe spotkanie. Po prawdzie nie kończyłam tej klasy, ale chyba jakoś bardziej się czuję z nimi związana, jak z moją klasą. Świadczy o tym również ilość informacji dochodzących do mnie o imprezach mojej klasy, a eMki. Nie bez znaczenia jest też to, że wiele osób studiuje teraz w Warszawie i bardzo często spotykam się z nimi w pociągach. Generalnie zawsze jest z kim porozmawiać, a często i w przedziale siedzę ze znajomymi. Jest to coś, co bardzo mi się podoba. Nawet jeżeli nie bardzo kojarzy się daną osobą, ale jest ona z "trójki" to zawsze zamieni się kilka słów, a nawet porozmawia dłużej. Najdobitniej potwierdza to fakt, że jadąc w środę do Warszawy spotkałam kolegę, którego nie widziałam szmat czasu, również z "trójki".

Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu życzę :).

14 listopada 2008

zdałam :)

Przepraszam za "ukrywanie się" i brak notek na blogu. Wszystko ze mną w porządku, tylko był długi weekend, co z pewnością wszyscy zauważyli. W związku z tym faktem byłam w domku, przez cały ten czas, a nawet dzień dłużej, bo podziębiłam się troszkę.

Ze zdarzeń bardzo ważnych - kolokwium zostało zaliczone, na 3 co prawda, ale zawsze. Szpilki pomimo zapewnień, że będą proste i szpilek bazowych, były jednak dość trudne. Oblało je 5 osób. Później część ustna, pytania różne, ale asystent bardzo wyciągał informacje więc zaliczyli wszyscy. Myślałam, że mnie na tym pytaniu obleje, ale nie było tak źle.

Resztę wspomnień/ważnych wydarzeń jutro, albo w sobotę. Bo czeka mnie weekend nadrabiania zaległości, nie tylko w anatomii.

PS. Jeżeli ktoś nie może się dodzwonić do mnie na komórkę, bo od razu włącza sie automatyczna sekretarka, to oznacza, że trafił na moment awarii mojego telefonu. Raz na jakiś czas, ostatnio dość często coś mu "strzela" i nie odbiera, ani nie przekazuje rozmów/SMSów. Z góry przepraszam.

3 listopada 2008

i po kolokwium

Kolokwium nie zdałam, nawet szpilek. Taki był zamiar asystenta naszego, bo nie zdał nikt z grupy. Jedna dziewczyna zaliczyła szpilki, to oblał ją na ustnym, widać nie lubi jak mu statystykę psują. Byłam wściekła, rozżalona, itd. Szpilki były trudne i wredne, bo był paliczek, RTG dziecka, niejednoznaczne niektóre umiejscowienia szpilki i oczywiście, brak dyskusji. Czyli - musisz znać myśli asystenta. Również kłamstwem jest to, że się nie da zrobić 2-ch szpilek na stanowisku, bo niby miejsca brakuje. Grupa obok miała więcej szpilek, a były po dwie na preparat. Chociaż sumarycznie mieli ich około 30. Preparaty stały wszędzie, na stołkach, taboretach, blatach i stolikach, ale się jednak dało. Poprawka jest w piątek, i zobaczymy, albo wszystkim da komisa, czyli zaliczenie w maju, albo przepuści 3/4 grupy.

Jestem jednak niesłowna i do domu pojechałam. Argumentem koronnym był fakt, że i tak przeryczałabym cały weekend, a to samo w domu można robić. Tylko, że w domku więcej ludzi pocieszy i przytuli. Zostałam wsadzona do pociągu przez Piotra, i dobrze. Jeździmy dość popularnym pociągiem wśród osób z mojego liceum, więc zawsze spotykamy dużo znajomych. Jest to poniekąd paradoks, że pomimo wykupionej miejscówki, siedziałam ok. godziny, a resztę czasu spędziłam na korytarzu, bo niestety wszyscy mieliśmy miejsca w innych wagonach/przedziałach.

Może to dziwne, ale lubię atmosferę Wszystkich Świętych. To zatrzymanie się w biegu i rozmowy/wspominanie ludzi, którzy dalej są z nami, tylko już trochę inaczej niż kiedyś. Jest to też czas mający w naszej rodzinie szczególne zwyczaje, które są już praktycznie tradycją. Obiad przed mszą, spacer na cmentarz, spotkania z rodziną. W tym roku tez tak było. Przybył nam jednak grób do odwiedzenia. Nie cieszy mnie to, nie jest to fair i wszyscy nad nim płakali, bo nic innego nie mogliśmy zrobić. Nie jest to nawet osoba, którą znałam dobrze, ale jej głosu nie zapomnę chyba do końca życia. Mówię o Małej Wróżce, Karolince, która mieszkała kilka domów dalej. Miała 4 latka, odeszła w październiku.

Podróż powrotna oczywiście z Bochenkiem. Zaczynamy Ośrodkowy Układ Nerwowy, czyli robi się ciekawie. Zaskakujące jest, że z każdym kolejnym działem przybywa materiału i coś, co wydawało się nam okropnie trudne, nie do przejścia/wykucia jest zaskakująco łatwe w porównaniu do kolejnych partii materiału. Na szczęście część struktur, czy nazw się powtarza, więc coraz lepiej się orientujemy. Ciekawa jestem, jak będę patrzeć na człowieka po pierwszym roku, po skończonej anatomii. Bo to naprawdę zmienia. Nie widzi się już twarzy, tylko jej kości. Później pewnie nerwy, a w grudniu będę widzieć i mięśnie. Cuda po prostu.

Dzisiaj na pierwszej pomocy mieliśmy zajęcia praktyczne, czyli reanimowanie fantoma. Ludziki są wielce profesjonalne, posiadają wysuwany panel jakoś tak w okolicy bioder, który wskazuje głębokość oddechów i siłę uciśnięć. Ćwiczyliśmy oddechy, uciśnięcia, reanimację w parach, wszystkie fantomy przeżyły.

Na prosektorium mam dziwne wrażenie, że nasza rozpiska, czyli wykaz tego co powinniśmy umieć na kolejne zajęcia jest trochę jakby dla picu. Bo asystent wymagał od nas dużo więcej. Był również zdziwiony, że tak niewiele wynieśliśmy z wykładu. Wykład był 45 minut przed kolokwium z osteologii i oczywiście były na nim tłumy studentów żądnych wiedzy. Kocham po prostu myślących ludzi. Na zajęciach mieliśmy też 2ch studentów z koła anatomicznego. Sympatyczni, prowadzili zajęcia jak nasz asystent znikał w tajemniczych celach, przynieśli modele, podzielili się wiedzą odnośnie pytań/książek/itd. Jestem ciekawa następnych zajęć i piątkowej poprawki, na prawdę nie chcę mieć komisa w maju. Mają być niby szpilki bazówki, czyli takie z listy, najprostsze. Ale już zapowiedział, że powbija je w trudny sposób, czyli super po prostu. Nie lubię nauczycieli z takim podejściem, bo wiadomo, że jak chcą studentowi pokazać, że nie umie, to to zrobią, a chyba nie oto chodzi w edukacji.

Pozdrawiam serdecznie.