30 października 2008

jutro kolokwium

Dzisiaj tylko zajęcia z histologi. Znaczy wykład z socjologii też był (chyba), ale nie wiem, czy ktokolwiek z mojej grupy był. Chyba nie.

Na omówieniu ćwiczenia na histologii udało mi się znaleźć miejsce siedzące, nawet z przodu. Nie dałam rady jednak przygotować się z kolejnego ćwiczenia, więc siedziałam trochę jak na chińskim. były po krótce omawiane mechanizmy syntezy białek i naprawy DNA. Bierze w tym udział okropnie duża ilość białek i innych śmiesznych cząsteczek, o jeszcze lepszych nazwach. Są one najczęściej skrótami od nazwy ich funkcji po angielsku, tak więc mamy na przykład: TPP II, p50, p52, c-Rel, itd. Mam nadzieję, że nie będziemy tego musieli umieć na zaliczenie semestru. W każdym razie chyba nie wszystko.

Co do konspektu, czyli powtórki z ostatniego tematu, który przygotowujemy na zajęcia. Konkretnie to dwie kolejne osoby z listy w formie pisemnej dla całej grupy. Te osoby potem omawiają swoje dzieła, dorzucając nowe informacje. Konspekt może mieć tylko 4 strony A4, czyli po 2 strony na osobę. W tym tygodniu ten zaszczyt spotkał mnie. Nie powiem, jest to ciekawa praca, Pani Doktor bardzo mi pomogła, bo wymieniłyśmy kilka maili. Dostałam nawet dodatkowy artykuł (bardzo ciekawy zresztą, o szeltrynie), którego nie mogłam sama znaleźć, itd. Jest tylko jedno małe ale, czas i termin. Pierwsza wersja konspektu zajęła mi pół dnia (soboty), a że jest to tydzień przed kolokwium, więc praktycznie każda minuta jest cenna. Ale wysiłek się opłacił, bo dostałam 5/5 za omówienie.

Już 3 dzień uczę się czaszki, wczoraj i przedwczoraj razem z dziewczynami z mojej starej szkoły. Nie ma co, wesoło było, ale też dużo zrobiłyśmy, żeby nie było. Tylko mam powoli dość kości. Ostatnio stykam się z nimi jeszcze intensywniej niż normalnie na zajęciach.

Trzymajcie kciuki, za proste szpilki i przyjaźnie nastawionego asystenta. Chcę zdać i to bardzo. Pozdrawiam serdecznie :)

29 października 2008

a kolokwium coraz bliżej

Jestem aktualnie dość mocno zarzucona robotą, szczególnie powtórka z anatomii z wiadomych względów. Ale tak po krótce, co u mnie.

W poniedziałek mieliśmy jeszcze po prosektorium przysposobienie biblioteczne. Jednorazowe zajęcia, pomagające nam się znaleźć w bibliotece uniwersyteckiej, itd. Są na zaliczenie, więc już dziś będę mieć mój pierwszy wpis do indeksu.

Wtorkowe wykłady były warte pójścia, z chemii mam 8 stron notatek o lipidach (czyli tłuszczach, i tym podobnych). A to wszystko w 1,5 godziny,. chociaż właściwie wykład ma dwie części. W sumie dobrze, że byłam, bo szukanie tego na własną rękę zabrałoby mi dużo więcej czasu. Tylko ta godzina, wybitnie nie nadaję się do rannego wstawania.

Na anatomii pytania studentów, kilka jakichś tam i: czy mógłby Pan Profesor omówić kość skroniową? Podobno pytanie powtarza się co roku :). Jest to właściwie dość mała kość, ale o bardzo skomplikowanej budowie, z mnóstwem kanalików i dziurek, z czego część jest trudno znaleźć w atlasach. W środku niej znajduje się ucho wewnętrzne, więc może to przez to. Profesor wyjaśnił jasno, zrozumiale i nie na zasadzie: to tu Państwo mają ..., tylko omawiając również topografię, czyli od tej wyniosłości idąc w tamtą stronę znajdujemy. Bardzo to ułatwi szpilki.
Dla zainteresowanych, tak wygląda kość skroniowa:




Pomiędzy wykładami pożyczyłam kości i się wzięłam za powtarzanie. Oczywiście nie tylko ja wpadłam na ten pomysł, więc trzeba było popolować na kości/znajomych z kośćmi. Ale udało się i powtórzyłam wszystko co chciałam, i to tylko w 3 godziny.

W domku powtarzałam czaszkę razem z Ewą. W ciągu 5 godzin znalazłyśmy wszystkie dziurki, dołki i kanaliki, które wypisał Kierownik Katedry. Chyba, że nie mogłyśmy ich znaleźć ani na czaszce, ani w Bochenku. Ale takich było bardzo mało.

Później poprawiałam skrypt z histologii, bo mail z poprawkami dostałam dopiero wczoraj, z adnotacją, że ma być na dzisiaj oddany. Kocham robotę na wczoraj. W okolicach nocnych przypomniałam sobie o angielskim, ale zrobiłam go już rano. Jeżeli ktoś ciekaw posłuchać dwuminutowego wykładu o kości ogonowej, to zapraszam :).

Dzisiaj jeszcze tylko seminarium z chemii i angielski, i wolne, znaczy się czas na anatomię. Pozdrawiam gorąco.

27 października 2008

ostatnie prosektorium przed piątkiem

Dzień zaczął się jak zwykle miło, bo od pierwszej pomocy. Zawsze przyjemnie je wspominam, wstaję na nie i jadę do szpitala na Banacha. Może dlatego, że są namiastką klinik, które będziemy mieć dopiero od 3 roku? Dzisiaj było jeszcze ciekawiej, bo dowiedzieliśmy się, co się dzieje z pacjentem, po przejęciu go przez karetkę pogotowia/izbę przyjęć, czyli wyspecjalizowany personel, którym kiedyś będziemy sami. Oczywiście wszystko w dużym skrócie. Z wiedzy tajemnej, jak to określił nasz asystent, dowiedzieliśmy się również, czemu migotanie komór, to migotanie komór właśnie, jakie są najczęstsze mechanizmy zatrzymania akcji serca, dlaczego pozioma ciągła linia na ekranie EKG w serialach medycznych jest w 80% kłamstwem/fikcją. Za tydzień mamy już ćwiczenia na fantomach. Zapowiada się jak wysiłek fizyczny, bo mamy być w wygodnych strojach, wyposażeni w butelkę wody, itd. Ciekawam bardzo. Na pewno przyda się, jako odprężenie po kolokwium. Tym bardzie, że nasz asystent z PP uważa, że dobry asystent z anatomii, to taki co na I terminie oblewa połowę grupy, ciekawe, eh.

Co do prosektorium to były szpilki. Powiedziałabym, że trudności średniej. Wyszło zamiłowanie naszego asystenta do wszelkiego rodzaju dziwnych, malutkich i rzadko uwzględnianych w atlasach obrazkowych/fotograficznych otworków i dziurek. Oczywiście nie mogło być rzeczy prostych, typu łopatka/obojczyk/żebro. To przecież proste jest i każdy to umie, to po co z tego pytać? Ale i tak miałam wynik lepszy niż ostatnio, tym razem 22/48, czyli 46%. Niestety zalicza dopiero 65%, czyli 32 punkty. Od nas z grupy zaliczyła chyba jedna osoba. Zapowiada się ciekawie.

W ramach motywacji do nauki, kupiłam bilet do domku, na Wszystkich Świętych. Mam tylko jeden warunek, jeżeli nie zaliczę kolokwium, to nie jadę i idę zwrócić bilet. Niestety w poniedziałek zaczynamy nowy temat, na który trzeba być przygotowanym, a nie dam rady w ciągu 10 godzin nauczyć się i powtórzyć, to co bym chciała. Życie.

Tak więc, trzymajcie kciuki, bardzo się przyda.

26 października 2008

weekend przed kolokwium

Jeszcze raz przepraszam za brak regularnych notek, jednak na ten tydzień raczej nie dam rady umieszczać ich codziennie. Powód jest jeden: kolokwium z osteologii w piątek, ten piątek.

Jako, że jest to moje pierwsze kolokwium z anatomii, i ze mam bardzo dużo materiału do przypomnienia/powtórzenia/nauczenia, mam troszkę mało czasu, a doba, pomimo usilnych błagań wydłużyć się nie chce.

W piątek, ten, który już był, zaspałam sobie radośnie na wykład z histologii. W sumie dobrze, że na niego nie pojechałam, bo wykład się nie odbył. wykłady z tego zacnego przedmiotu zaczynają się dopiero 7. Czyli pospałam sobie bezkarnie trochę dłużej, za to prawie spóźniłam się na łacinę, bo coś sobie źle wyliczyłam godzinę wyjścia. W efekcie na łacinę biegłam i szczęśliwie nie spóźniłam się. Jednak efekty ocenowe były mizerne, zresztą jak całej grupy. Ja zostałam uraczona oceną 2,5. Uprzedzam pytanie, zalicza dopiero 3--. Jednak i tak dostałam jedną z wyższych ocen, zdarzyło się kilka 3, jedna 3--, i jedynki w dużej ilości. Do poprawy oczywiście. Anatomię dało się przeżyć, nie pytał, nie było szpilek. Umówiliśmy się na szpilki na jutro, zobaczymy.

Sobota minęła pod hasłem nauki, tym razem konspektu z histologii. Myślałam, że zajmie z 2-3 godzinki, a paskud pół dnia zajął. W międzyczasie wpadli Kasia z Łukaszem, więc powspominaliśmy sobie trochę, a w większości rozmawialiśmy o studiach, temacie bardzo nowym i aktualnym. Medycyna okazuje się być najmniej studenckim ze wszystkich kierunków, ale jakoś mnie to specjalnie nie dziwi.

W niedzielę atrakcji nie było - anatomia - moja miłość/życie prywatne. Uczyłam się u siebie i u Piotra. Do kolokwium mieszka z nami Ania, która jest bardzo ważną pomocą naukową, więc często sobie z nią rozmawiam o kościach czaszki. Tak dużo szybciej i lepiej się uczę niż z książek.

Przed kolokwium mam stracha, bo jednak chciałabym zdać je w pierwszym terminie, ale nie wiem, czy dam radę. Dużo zależy od szczęścia. Aktualnie więcej nie umiem, niż umiem. Kolejną rzeczą, która mnie dziwi, to fakt, że skoro kolokwium jest z kości, wszystkich, to pytania są najczęściej o czaszkę lub stawy, albo przebieg nerwów czaszkowych? Mam nadzieję, że podczas odpowiedzi będzie można wspomóc się kością. Zobaczymy, trzymajcie kciuki.

23 października 2008

Przepraszam za brak wczorajszej notki. Ostatnio staram się kłaść spać o w miarę normalnych godzinach, i po prostu się nie wyrobiłam.

Pokrótce to co zdarzyło się wczoraj: najpierw chemia, na której poszło mi dobrze, chociaż muszę szybciej pracować w laboratorium, bo skończyłam dosłownie 5 minut przed końcem zajęć. Może za bardzo zastanawiałam się nad kolorami? Robiliśmy miareczkowanie, czyli spuszczanie po kropli jednego roztworu do drugiego aż do momentu zmiany barwy. I tutaj pojawia się odwieczny problem studentów: czy to już jest łososiowy? jak stwierdzić, czy to jeszcze jasny róż, czy może już jasny fiolet? Bo cały dyngs polega na tym, że trzeba przestać miareczkować dokładnie w momencie zmiany barwy, żeby uzyskać dokładny wynik. W każdym razie asystent okazała się wyrozumiała, oceniła pozytywnie laba, i sumarycznym wynikiem z chemii z czwartku jest 11,5/12. Szanse na zwolnienie z egzaminu rosną.

Na życzenie anglistki przełożyliśmy angielski pół godziny wcześniej. Efekt był taki, że się spóźniłam, zresztą nie tylko ja. Część grupy była na czas, część nie. Musimy opracować jakąś szybszą trasę. W ramach zadania domowego mamy przygotować dwuminutową prezentację dowolnej kości, oczywiście po angielsku. Żeby było ciekawiej, mamy to wygłosić w sposób, jakby był to bieg po Nobla. Ciekawe, czy można dostać Nobla za omówienie obojczyka? Bo za omówienie czaszki w 2 minuty na pewno.

Dzisiaj tylko histologia, i nawet załapałam się na miejsce siedzące. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale na początku mamy wykład/omówienie bieżącego tematu dla wszystkich grup, które mają ćwiczenia w czwartek. Jest to o tyle kłopotliwe, że na omówieniu być trzeba, ale miejsc siedzących brakuje. Dlatego zawsze przed salą zbiera się tłum. Ostatni stałam przez godzinę, dzisiaj załapałam się na stołek. Są jeszcze parapety, ale jest to kiepska opcja, bo są tam również automatycznie zasuwane zasłony, żeby prezentacja była lepiej widoczna. Później zajęcia w grupach, polegające na przypomnieniu ostatniego tematu przez wyznaczone osoby. Dzisiaj poza tym mieliśmy czas na narysowanie jednego preparatu, w którym miało być coś (płytkę metafazalną, dla zainteresowanych) widać, ale w preparacie jej nie było, więc przerysowaliśmy "preparat" z tablicy.

Jutro zapowiada się ciężki dzionek, z racji dużej dawki przedmiotów niemiłych - anatomii i łaciny. Pozdrawiam Was serdecznie :).

PS. Zgodnie z sugestiami zamieściłam datę notek, nie jestem do końca zadowolona, bo ten szablon nie ma pierwotnie takiej opcji, ale to jedyne co wymyśliłam. Jeżeli komuś chciałoby się z tym pobawić, to dajcie znać.

22 października 2008

dzień wykładów

Rano zaspałam na chemię. Nie opuściłam zbyt dużo, tylko początek. Wykład był i tak o buforach, więc większość znałam jeszcze z liceum. Ciekawe były nawiązania do medycznej strony zagadnienia, np. do kwasic metabolicznych i oddechowych.

W czasie przerwy do kolejnego wykładu, aż cztery godziny, siedziałam sobie w naleśnikarni. Twarzoczaszka z atlasu fotograficznego dotrzymywała mi towarzystwa. Wykład z anatomii był o metodach obrazowania, więc popatrzyłam sobie na rentgeny, tomografy i rezonansy. Warto było przyjść. Tym bardzie, że mogę mieć szpilki nie tylko z preparatów, ale również ze struktur widocznych na zdjęciach.

Miłego dnia życzę wszystkim czytającym.

21 października 2008

powrót i poniedziałek

No i wróciłam. Doba jest jak zwykle oczywiście za krótka. Wszystko w biegu, wszędzie spóźniona. Do książek zajrzałam dopiero w pociągu powrotnym, więc był to bardzo rozpustno-odpoczynkowy weekend. Rozpogodziło się. Spotkałam osoby, które nie myślałam, że zobaczę je tak szybko. Dużo zmian, część mnie zaskoczyła, część jest naturalną koleją rzeczy. Jednak wyprowadzka stwarza drugie życie, w nowym miejscu. Bo przecież w domu nawet wiatr inaczej wieje. Jednym słowem - odpoczęłam, i doładowałam baterie.

Podróż minęła przyjemnie, z atlasem anatomicznym i drzemką. Zawsze to kilka godzin więcej oglądania czaszki, tylko w atlasie, żeby nie był, że wożę ze sobą gapowiczów. W stolicy byłam po 22. W domu około północy. Plecak był dużo cięższy niż przed wyjazdem, wiadomo - student jeść musi. O to zadbały babcia z mamą. Na szczęście, to nie ja niosłam plecak do mieszkania, dziękuję.

Poniedziałek rano - pierwsza pomoc. Przedmiot, którego nie trzeba się specjalnie uczyć, wystarczy posłuchać. DLa mnie osobiście wielka frajda, bo i temat i wykładowca ciekawi, dodatkowo z darem przekazywania wiedzy. Dzisiaj - o wypadkach drogowych, a tak właściwie o wszelkich wypadkach i sposobach postępowania. Wnioski ogólne: 1. najlepiej sklonować się, żeby zdążyć wszystko zrobić, oczywiście prawie jednocześnie, bo wszystko jest ważne. 2. zazwyczaj wypadkowi towarzyszy tłum ciekawskich, co czasami może być przyczyną wypadku, a na pewno nie ułatwia pracy. 3. samochody są reklamowane jako bezpieczne o ogromnej liczbie systemów ochronnych, tylko mało kto wspomina, że są one niezawodne przy prędkości 60 km/h. 4. zagłówek w samochodzie musi podpierać potylicę, a nie szyję. W innym razie na okoliczność wypadku, może dojść do złamania kręgosłupa szyjnego i porażenia czterokończynowego, czyli nic ciekawego.

Grupą mieliśmy w planach poprosić asystenta z anatomii o zrobienie szpilek na przyszły poniedziałek. Lepiej więcej poćwiczyć przed kolokwium. Asystent czytał chyba w naszych myślach, lub myśleliśmy za głośno może, gdyż postanowił sprawdzić naszą wiedzę. Pytał, przez 3/4 zajęć pytał. W formie chyba egzaminacyjnej, prosił po dwie osoby i zadawał pytania. Każda odpowiedź była skrzętnie oceniana i notowana (na plusy), potem - ocena zbiorcza z naszych wypocin. Ja dostałam plusa, z czego jestem osobiście bardzo dumna. Odpowiedziałam na 3 z 4 pytań, więc jest dobrze. Muszę jednak przyznać, ze miałam szczęście, bo jest bardzo dużo rzeczy na które bym nie odpowiedziała. Tak to omówiliśmy sobie dodatkowo kość skroniową, jedną z bardziej skomplikowanych kości, gdyz ma ona wiele funkcji i ochrania różne ważne struktury. Na piątek muszę znac czaszkę jako całość, oraz co wychodzi, przechodzi, wchodzi itd. którym otworkiem/bruzdą/dołkiem. Zapowiada się ciekawie.

Dziękuję Wam, że mieliście dla mnie czas i że udało nam się spotkać w weekend.

16 października 2008

niespodzianka

Dzionek generalnie udany, chociaż nie porysowaliśmy sobie na histologii. Uczymy się o mikroskopach i komórkach. Okazuje się również, że będziemy mieć kartkówki z tego przedmiotu. Niezbyt fajnie. Do przygotowania na za dwa tygodnie mam również coś na kształt konspektu z poprzedniego tematu. Żeby było ciekawiej, jest to tydzień, w którym mam kolokwium z osteologii i kartkówkę z histologii, ciekawe co jeszcze dorzucą. Mniemam, że ilość form sprawdzania wiedzy w tygodniu nie jest niczym ograniczona.

Jutro radośnie od rana wykład z histologii, inauguracyjny, więc ciekawa jestem, jak to będzie wyglądać. Później łacina, której ostatnio nie było, więc kartkówka. Również deklinacje, jest ich w sumie 5, ciekawe czy zrobimy wszystkie na jednych zajęciach. Następnie wykład z anatomii i "wyczekane" prosektorium. Jestem bardzo ciekawa jaką to formę sprawdzania wiedzy wymyślił dla nas nasz ukochany asystent. W każdym razie zakres ma do dyspozycji duży, noga, której nie skończyliśmy, i czaszka, konkretnie mózgoczaszka. Ciekawam, nawet bardzo. Czaszkę nawet w miarę umiem, ale zważywszy na to, że na całą resztę mamy w sumie weekend. Zapowiada się ciekawie.

W ramach przerwy anatomicznej, bo tylko takie występują u większości studentów pierwszego roku pewnego kierunku, robię sobie porządki i pranie. Wszystko byłoby ok, gdyby nie leniwa pralka, mianowicie, co jakiś czas, trzeba sprawdzać, czy działa, bo lubi sobie robić przerwy i wtedy trzeba troszeczkę przekręcić program do przodu. Ale działa :) i do tej pory nic nie zafarbowałam, z czego jestem wybitnie dumna. Teraz jeszcze troszkę nogi się pouczę i czaszki, tak do snu akurat.

A tak w między czasie spakuję duuży plecak, na weekend cały. Bo, uwaga, uwaga, JADĘ DO DOMU !! :). Bilet już kupiony, na 18.35, więc w domku będę jakoś po północy. Żeby nie było, biorę ze sobą książki, ale do użytku tylko i wyłącznie przedziałowego.

Piszcie jak macie czas, bo stęskniłam się za Wami okrutnie, i bardzo bym się chciała zobaczyć.

Pozdrowienia i do zobaczenia już w sobotę :)

miły dzień

Chemia była naprawdę świetna, skrypt pomimo posiadania 12 stron czytelny, a nawet dający się czytać. Najpierw mieliśmy repetytorium, na którym zostały wyjaśnione wszystkie pytania jakie pojawiły się podczas czytania skryptu, dokładne omówienie części laboratoryjnej. Punkty za aktywność zbierały się praktycznie same, a asystent jeszcze pilnowała, żeby każdy mógł się wypowiedzieć, no chyba, że nie chciał.

Pytania na kartkówce dobrze dobrane do tematu, bo mogły być wredne - np. historia odkrycia aspiryny z datami i takie inne kwiatki. A były rzeczy ważne z chemicznego punktu widzenia, nie było też za dużo farmakologii, bo to będziemy mieć później. Laboratorium również miłe, wszystko wychodziło, odczynniki przygotowane, podpisane, brak tłoku przy stanowiskach. Pomoc przy obsłudze łaźni wodnej, itd.

Efektem miłych zajęć, była duża ilość punktów - mianowicie 12/12. W każdym razie w moim przypadku. Przymierzam się do bycia zwolnioną z egzaminu, może wyjdzie.

Jeżeli chodzi o anatomię, to dzisiaj poszerzyłam swoją wiedzę o płaszczyzny miednicy. Nie jest to zbyt dużo, ale jutro chce z nią spędzić praktycznie cały dzień, bo w piątek prosektorium z obrażono-(chyba)wkurzonym asystentem.

Jutro histologia - błony komórkowe i transport przez nie. Brzmi nieźle. W błonach komórkowych można znaleźć różne cuda i cudeńka. Mają one najczęściej dwie strony - dobrą i złą. Występują np. kanały białkowe służące do usuwania szkodliwych związków z komórek. Generalnie dobra rzecz. Jak coś truje, to należy wywalić i nie będzie problemu. System ten występuje nie tylko u ludzi, ale i u najdrobniejszych drobnoustrojów. Problem jednak jest, bo komórka nie wie co jest trucizną, a co np. lekiem, który też jest dla niej substancją obcą i nieznaną. Stąd bierze się lekooporność. Komórka tak gorliwie usuwa szkodliwy lub nieznany dla niej związek, że nie może on osiągnąć odpowiedniego stężenia, w związku z czym jest bezużyteczny. Takich właściwości nabywają nie tylko komórki nowotworowe, ale również np, zarodźce malarii. Dla nich akurat jest to słuszna taktyka, bo walczą o życie, tylko, że my również.

Kolejną lekcją wyniesioną z histologii, jest fakt, że jeżeli coś działa, to nawet mała zmiana może wszystko zniszczyć. Jest sobie kanał chlorkowy, jest on białkiem, składa się z aminokwasów ułożonych w odpowiedniej kolejności. Wystarczy brak jednego aminokwasu, na pozycji 508, a stajemy się osobami chorymi na mukowiscydozę. Istnieje hipoteza, że to właśnie na nią chorował Chopin, w każdym razie wg. skryptu. Mutacje w genach naprawiających błonę komórkową prowadzą do ciężkich chorób - między innymi dystrofii mięśniowej. Czasami chyba aż strach wiedzieć, jak mało brakuje, żeby wszystko się posypało.

Jutro zaczynam uczyć się czaszki, z tej okazji życzę miłego dnia. :)

15 października 2008

dzień wolny?

Dzisiaj w planie były sobie dwa wykłady. Chemia i anatomia. Niestety chyba nauczyłam się wyłączać budzik przez sen, bo wstałam o 8 rano. Trochę za późno, żeby się nie spóźnić, i raczej za późno, żeby zdążyć. Tym bardziej przy godzinie dojazdu w jedną stronę. Z tych samych powodów nie poszłam na wykład z anatomii, który trwa tylko 45 minut. Żeby nie było, na ćwiczenia chodzę, wszystkie. W ramach niesamowitych nowoodkrytych pokładów czasu wolnego, posprzątałam trochę i pouczyłam. Najpierw chemii, tak dla odmiany. To zadziwiające, że czasami szukanie wzoru jednej reakcji może tyle zająć. Oczywiście nie znalazłam jej rozrysowanej. Wszyscy wiedzą jaki produkt się tworzy - związek kompleksowy, ale nikt nie pokusił się go narysować, w każdym razie nikt z autorów dostępnych mi źródeł.

Skrypt z chemii również ciekawie się czytało, czym jest lek, jak działa, jakie są interakcje, historia farmakologii, działanie leku, farmakokinetyka i chromatografia. Część praktyczna jutro zapowiada się bardzo ciekawie, synteza aspiryny, badanie zawartości kofeiny i aspiryny w etopirynie, oraz ekstrakcja substancji czynnej z goździków. Jak dowiedziałam się z wszechwiedzącego skryptu - goździk wpływa na wszystko.

Z rzeczy ciekawych w anatomii, dostaliśmy, znaczy była w końcu dostępna w skrypciarni za złotych 6, rozpiska z osteologii. Czyli wszystkie struktury i terminy, które student medycyny znać musi. Znając życie i tak pewnie musi wiedzieć więcej, ale to już zależy od fantazji asystenta. Ogólnie wszystko mogłam znaleźć w atlasie, bo dzisiaj Martusia bawiła się dużą książką z obrazkami, tak prawie cały dzień. Najlepszą zabawą jest "znajdź więzadło". Nie jestem pewna, czy więzadła, które mam w rozpisce odnośnie dłoni istnieją, tylko nie mam ich w atlasie obrazkowym, być może są ale pod inną nazwą, lub muszę je dorysować. Jeżeli ktoś ma jakieś pomysły, to chętnie posłucham :)

Jutro dość miły dzień, co zresztą widać na planie na dole. Życzę wszystkim czytającym równie miłego.

13 października 2008

szpilki

Dzień ogólnie dzisiaj taki sobie. Najpierw zajęcia z pierwszej pomocy. Wydaje mi się, że zajęcia będę lubić. Wykładane w ciekawy sposób, sympatyczny wykładowca i przezrocza z Nettera, którego lubię bardzo. Ma ciekawy sposób siedzenia i majtania nóżkami, a nosi takie szpitalne białe chodaczki. Wygląda trochę jak Dorotka z krainy Oz. Widać też, że zależy mu na pracy ze studentami, nie robi tego za karę.

Co do tematowych szpilek, to najchętniej pominęłabym to milczeniem. W każdym razie, 4/40 punktów nie jest wynikiem imponującym, lecz najniższym w grupie. Nie tylko ja się mogę takim poszczycić, na szczęście. Mam nadzieję, że to tylko taki pierwszy i ostatni wynik. No nic.

W każdym razie biorę się ostro do roboty, tym razem z atlasem obrazkowym. A Rysiek, królik, zostanie zapewne wybitnym anatomem.

weekend z anatomią, cz.2

Dzisiejsza notka również nie będzie porażająco długa, czy obfita w treść. Nie sądzę, żeby kogoś, poza studentami medycyny, obchodził skład stawów i ilość więzadeł w każdym z nich.

Jako że niedziela dzisiaj, byliśmy z Piotrem na spacerze. Pola Mokotowskie i próba dojścia do Łazienek. Prawie udana. W parkach pięknie, dużo zieleni, drzewa mają teraz piękne kolory. Pogoda również dopisała, jest łagodniejsza niż nad morzem. Dalej mam problem z dobraniem ubrania, i zazwyczaj mam na sobie za dużo. Ale się przestawię, kiedyś na pewno.

Trzymajcie kciuki, bo jutro mam pierwsze w życiu szpilki. Jestem ciekawa jak mi pójdzie, bo niby wiem jak to wygląda, ale samemu zawsze się to inaczej przeżywa.

Załączam życzenia na nadchodzący tydzień.

PS. dla Agnieszki: wiesz, że staw kolanowy jest największym stawem w całym organizmie ludzkim? Jednocześnie jest najbardziej wrażliwym. I ma aż 11 więzadeł :). Buziak wielki dla Ciebie siostra. :*

11 października 2008

weekend z anatomią, część 1

Jak przystało na studentkę medycyny o zbliżającym się terminie szpilko-kartkówki, ryję anatomię aż miło. Dzisiaj można mnie było znaleźć w pokoju nad atlasem Bochenka t.1, nad kośćmi ręki. Poza owym faktem nic ciekawego się nie działo, przytoczę natomiast kilka ciekawostek wyniesionych z tegoż tomiska:

Mianowicie, czego to się uczę, a wierszyków na przykład:

Łódka płynie, księżyc świeci, trójgraniasty, groszek leci
Na trapezie, trapeziku, główka wisi na haczyku.

I w ten oto sposób wymieniliśmy wszystkie stałe kości nadgarstka, oczywiście w rzędach i kolejności.

Dawni anatomowie musieli mieć dość ciekawe skojarzenia, co można odszukać w niektórych nazwach, np. wyrostek suteczkowaty - na wyrostku stawowym górnym kręgu lędźwiowego. W bajce o anatomii występują również kruki - wyrostek kruczy, więzadła kruczo-barkowe, kruczo-ramienne i kruczo-obojczykowe oraz wyrostek dziobiasty - również swoją nazwę zawdzięcza krukowi, podobno przypomina jego dziób.
Znajdujemy również powierzchnie uchowate, ale nie na czaszce, lecz w miednicy.
Panewka biodrowa zawdzięcza swoją łacińską nazwę misce z octem, podobnie jak pewien glon
Przy paliczkach, czyli kościach palców, fantazja już zawiodła dawnych anatomów. Po łacinie zwą się phalanges, od greckiego falanks=okrągły kloc

Zapewne znalazłoby się więcej takich cudów, i długo by o nich pisać. Ale może niekoniecznie dzisiaj.

Wszystkim czytającym życzę dobrej nocy i miło spędzonej niedzieli.

10 października 2008

Przyczyna niebycia

Przepraszam Was wszystkich za zniknięcie na cały tydzień. Nie zapomniałam o Was, roboty co prawda przybyło, ale ona też nie jest powodem. Mój komputer zastrajkował, bo pomimo posiadania dostępu do internetu, rozmów na GG i skypie, przeglądarki odmówiły współpracy. Wydawało mi się, ze wszystkie zapory i inne tego typu cuda są wyłączone/usunięte. Po przekopaniu komputera, bynajmniej nie przeze mnie tylko przez Piotra, okazało się, że i owszem, usunęłam kiedyś Nortona Antivira, czy jakoś tak, ale ów wredny programik zostawił włączoną zaporę. W każdym razie problem został naprawiony, za co jestem bardzo wdzięczna :*. Dziękuję również osobom, które próbowały pomóc, ale na odległość nie dało rady.

Tydzień na uczelni minął bardzo szybko, dużo zajęć, choć to niby niecałe 23 godziny tygodniowo. Spróbuję opisać pokrótce co się działo, chociaż na pewno nie będzie to pełna i wierna relacja. W poniedziałek zostałam już pełnoprawną studentką mojej alma mater, czyli wręczenie indeksów. Z tej okazji - dzień wolny dla całego roku mojego wydziału. Cała uroczystość przebiegała sprawnie, przemówienia władz uczelni nie były aż tak patetyczne, i dobrej długości.

Już we wtorek wykład z chemii na barbarzyńską godzinę, potem kolejny wykład z anatomii - już teraz wiem, jak opisać staw. Nazwy więzadeł dalej są dla mnie zabójcze i nie bardzo widzę między nimi różnicę, a powinnam. Później może podam jakieś przykłady, bo na razie dalej mam mętlik :).

W środę byłam na większej ilości zajęć niż powinnam. Jako jedyna stawiłam się na wykład z pierwszej pomocy, które zaczynają się dopiero 5. listopada. Chwilę później, zajęcia z chemii. Już wiem, że na każde muszę być przygotowana - co zajęcia są kartkówki i laboratoria. Przez cały semestr zbieramy punkty, mając odpowiednio dużo można nie pisać egzaminu. Mając zbyt mało, można nie zaliczyć przedmiotu i w konsekwencji wylecieć z uczelni. Czyli trochę wyścig szczurów, ale zobaczymy. Prowadząca trafiła nam się sympatyczna, chociaż widać, że wymagająca. Z ciekawostek, jest rodzoną siostrą Katarzyny Pakosińskiej z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Nie jest to bynajmniej plotką, sama nam to powiedziała, żebyśmy łatwiej zapamiętali jej nazwisko. Angielski i rozmowy o najnowszym Noblu z medycyny, za odkrycie wirusów HIV i HPV, oczywiście po angielsku. Mamy nawet pracę domową - wypracowanie.

Czwartek to dzień ćwiczeń z histologii - zajęć na które potrzebne są kredki i gładki zeszyt. Produkcja, czy może lepiej wytwarzanie preparatów jest rzeczywiście dość skomplikowane, ale jak ciekawe. Dane nam było nawet zobaczyć z bliska mikroskop transmisyjny. Wielki, ciężki i dość stary, bo z lat '70. Ale obraz daje piękny. udało mi się zajrzeć w okular, aby pooglądać sobie skórę i włos. Zwiedziliśmy jeszcze Centrum Biostruktury, gdzie mieści się bank taknek - tam nas jednak nie wpuszczono, obowiązują klasy czystości, ubrania ochronne, itd. Po zajęciach spotkałam kolegę z Gdyni, znajomego jeszcze z czasów gimnazjum. Jest na czwartym roku lekarskiego, nie widziałam go prawie równie długo. Miło spotkać znajomych, szczególnie ze swojego miasta.

Dzisiaj również dzień pełen niespodzianek - wykłady z histologii jeszcze się nie zaczęły, a łaciny nie było - tak samo jak kartkówki. Zostało tylko prosektorium. Tu już skończyły się miłe wiadomości, w poniedziałek mam szpilki z kręgosłupa, ręki i nogi. Tej ostatniej tak właściwie to jeszcze nie przerabialiśmy, ale najwyraźniej naszemu asystentowi to nie przeszkadza. Dobrze, ze to tylko kości i więzadła, które wyglądają podobnie na żywo i w atlasie. Tak więc weekend mam już zajęty. Chyba powinnam się zacząć przyzwyczajać.

Pozdrawiam Was serdecznie, i życzę pięknej pogody i odpoczynku w weekend.

3 października 2008

piątkowe zajęcia

Dzisiaj był jak na razie najbardziej pracowity dzień, chociaż i tak jeden wykład się nie odbył, dzięki ci dziuro w dachu. Pierwsze zajęcia z łaciny, z osławionym łacinnikiem, legendą wydziału. Niestety raczej niepozytywną. Mnie osobiście kojarzył się z Lordem Voldemortem, głównie jeżeli chodzi o wygląd, ale charakterem też daleko chyba nie odbiega. W każdym razie jest bardzo konkretny i chyba trochę złośliwy, ale to już może zależeć od odbioru. Zgodnie z sugestiami, zajęłam miejsce z przodu, podobno są prostsze przykłady do tłumaczenia. Już mamy zapowiedzianą kartkówkę, na szczęście te zajęcia mamy tylko raz w tygodniu. Dzisiaj poznaliśmy alfabet, iloczas (którego dalej nie rozumiem) i akcentuację, którą tak właściwie robię na wyczucie. W ramach praktyki, czytaliśmy tekst o mięśniach nogi, na głos, po kolei. Gdy tekst się skończył, czytaliśmy go od początku. Skończyliśmy trzy minuty przed czasem. Nie było tak źle, jak zapowiadali.

Później szybkie przemieszczenie się na Lindleya, czyli do Śródmieścia, i wykład z anatomii. Miejsc, jak się okazało trochę później było dużo mniej niż chętnych, więc część siedziała na schodach, podłodze, i tym podobnych pokątnych miejscach. Nie jestem pewna, czy wszyscy weszli. Może następna sala będzie większa, lub będzie mniej chętnych. wykład z kierownikiem katedry, wyjątkowo o tym, co mieliśmy mieć za chwilę na ćwiczeniach w prosektorium, a więc o kręgosłupie. Nie doszliśmy jednak do końca, więc zbyt dużo nowych rzeczy się nie dowiedziałam. Właściwie to nazwa jednej pary wyrostków, o której Pituchowa (anatomiczny atlas opisowy) nie raczy wspomnieć, za to są wymienione w atlasie obrazkowym, ale tylko jako podpisana po łacinie struktura.

Po wykładzie, z sali wylał się tłum ludzi, korek trwał przez 2 piętra, aż do wyjścia. Dosłownie rzeka ludzi, z czego połowa miała w ciągu 15 minut przemieścić się na ćwiczenia. Jakoś doszliśmy, nawet na czas. Zostaliśmy podzielenie na grupy, trochę inne niż dziekańskie, bo mniejsze. Jednak większość osób w grupie prosektoryjnej znam z mojej dziekańskiej. Nie jest źle. Sama sala wygląda ciekawie, jest kilka stołów, również kamiennych, na tych kładzie się zwłoki. Przy tych zwykłych siedzą studenci i oglądają sobie preparaty suche, czyli kości. Najpierw dowiedzieliśmy się o kilku ważnych sprawach, typu ubiór, BHP, sposób zaliczeń,itd. Ubraliśmy fartuchy. Później asystent i kilka osób z grupy przynieśli zestaw kości. Gdy je wysypywali, oczywiście dość ostrożnie, brzmiało to jak wysypywanie klocków Lego z pudełka. Trochę mówił asystent, trochę pytał się nas. Prawdopodobnie na następnych zajęciach, to my będziemy więcej omawiać. Materiału jest bardzo dużo, bo poza nazwami i umiejscowieniem różnych struktur, trzeba wiedzieć, jak się rozwinęły, z czego są zbudowane, możliwe zmienności, bo każdy człowiek jest wyjątkowy przecież, i różne inne ciekawostki. Na przyszły tydzień muszę przygotować obojczyk, łopatkę, kości i stawy ręki. Wypadałoby też uzupełnić trochę wiadomości o klatce piersiowej i teorię, której bardzo brakuje. Tak więc, był sobie weekend :).

Na pocieszenie, w poniedziałek mam immatrykulację, czyli będę już pełnoprawną studentką, taką z indeksem. W związku z tym, mamy godziny dziekańskie - nie ma prosektorium :).

Pozdrawiam Was serdecznie

2 października 2008

Inauguracja Roku Akademickiego

Inauguracja była, od 11 do 14. Prosili aby przyjść wcześniej, zająć miejsca. Część bardzo zdolnych studentów z najlpeszymi wynikami z matury dostała już indeksy. Brawa i gratulacje dla nich. Inni studenci, bo przecież nie wszyscy mogą być najlepsi, radośnie mieli dzień wolny. Można było przyjśc i popatrzeć, ale chyba nie było zbyt wielu zwolenników tej opcji.

Z racji pięknej pogody byłam na spacerze po Polach Mokotowskich. Park się remontuje, są wylewane ścieżki, zbiornik wodny jest oczyszczany i chyba naprawiany. W każdym razie wody w nim brak, jeździ po nim koparka, czy coś takiego.

Okazało się również, że ciekawość popłaca. Sprawdzając połączenia z przystanku, z którego do tej pory nie korzystałam, okazało się, że: po pierwsze mam bezpośredni autobus do rektoratu. I że jedzie tam około pół godziny. Po drugie, mam prostszy dojazd do metra. Więc teraz dojazd będzie mi zajmować maksymalnie 45 minut, a nie jak wcześniej 1,5 godziny. Człowiek już się tak nie gubi.

W każdym razie w miejscach, w których był przynajmniej raz. Ja gubię się i tak. Integrowaliśmy się dzisiaj z grupą. Miejsce spotkania: Kinoteka przy metrze Centrum, podobno widać od razu jak się z niego wysiada. I owszem, słusznie. Ale metro ma dwa wyjścia, o czym mało ludzi mieszkających w Wawie pamięta. Jakby się uprzeć, to tych wyjść jest nawet więcej. Na szczęście ludzie na ulicy wskazują drogę chętnie, więc trafiłam. Potem poszliśmy do jakiegoś pubu chyba, w każdym razie dało się posiedzieć i porozmawiać. Jest kilka osób, z którymi rozmawia mi się dobrze, więc rok akademicki zapowiada się coraz milej. Głównym tematem rozmów była medycyna i zawirowania planu. Oraz jutrzejsze pierwsze zajęcia z prosektorium. Podstawowe pytanie: Czy już się uczyłaś/-eś? a z czego? Większość już trochę kręgosłupa kojarzy, inni jeszcze cieszą się wakacjami. Zobaczymy, nie jest to komfortowa sytuacja. Dzisiaj pożyczyłam pęsetę anatomiczną, która już była używana, w prosektorium, na preparatach. Głupia rzecz, a chyba nie wezmę jej bez rękawiczek, w każdym razie zależy który koniec. Mam nadzieję, że to tylko takie początki.

Pozdrowienia, i trzymajcie kciuki.

PS. Wczoraj zrobiłam pranie, wyszło, nic nie puściło koloru. Tylko pralka ma fochy, i czasami trzeba ją przestawiać. Ale jest ok.

1 października 2008

angielski

Dzisiaj pierwsze zajęcia z angielskiego. Poznałam własną grupę. Chyba ze 20 osób. Przedstawiali się, ale pamiętam tylko kilka imion, i może kilkanaście twarzy. Dobrze, że jest razem ze mną dziewczyna z integracji, jakoś tak raźniej. Część osób jest z Warszawy lub okolic. Widać to po nich, są bardziej pewni. Z północy nie ma nikogo. Dużo sportowców, osób aktywnych. Jutro, z okazji dnia wolnego idziemy się integrować. Nie bardzo rozumiem, czemu dopiero popołudniu, skoro wolny jest cały dzień, ale widać tak komuś bardziej pasuje.

Anglistka sympatyczna, coś jak skrzyżowanie dobrodusznej babci z anglistką. Czyli da się żyć, co potwierdzają opinie wyższych roczników. Dobrze mieć takie opiniowe zaplecze. Ułatwia start. Jutro w ramach przedłużania weekendu biednym studentom medycyny mamy dzień wolny. Z okazji inauguracji roku akademickiego. Jest oczywiście niesamowicie uroczysta, itd. Więc może zabraknąć miejsc siedzących. Jeżeli się nie załapię, to wyjdę wcześniej. Jakoś przeżyję brak przemówień.

Dzisiaj też do Warszawy wpadł tata. Stęskniłam się, chociaż minął niecały tydzień. Na pocieszenie, babcia zrobiła słoiki, żeby wnuczka studentka nie umarła z głodu i miała prościej. Dziękuję babciu :*. Dzięki mamie mam teraz szybszy internet. W dzisiejszych czasach, jak wszyscy wiemy, bez internetu to jak bez ręki, lub lodówki. Dziękuję mamo, teraz będę mogła porozmawiać z Wami przez skypa.

Z okazji nadchodzącego czwartku, życzę wszystkim miłego dnia ! :)