15 grudnia 2008

dinozaury

Dawno nie pisałam, bo się zwariowany czas zrobił dość. Koło oblałam, więc mam komisa w maju. Nie cieszę się z tego, ale już przegryzłam się z tą myślą i powiedzmy, że ją akceptuję. Oblałam niestety dość głupio, bo na szpilkach. Jak już wiadomo, są one konikiem naszego asystenta i pomimo, że struktury były proste, to same szpilki były wredne. Niektóre rzeczy powtórzyły się 4 razy, z tego 2 razy na jednym preparacie, tętnice zaznaczane na zdjęciach MRI, i takie inne kwiatki. W szczegóły wdawać się nie będę, bo sensu nie ma.

Jako, że na anatomii zaczęliśmy już nowy temat, musiałam nadrobić materiał. Kolejny weekend z książkami. W tym tygodniu również radosne zaliczenie z angielskiego, kartkówko-dyktando z łaciny, chemia, na której dość mocno mi zależy. Dużo nauki=mało snu, w każdym razie w tym przypadku.

Co do aklimatyzacji w Warszawie, niestety się ze starosta własnej grupy nie polubimy. Jest kilka kwestii spornych, np., że do jego obowiązków nie należy informowanie grupy (!), ciężko przetłumaczyć, że nie wszyscy mają grono i przekazywanie informacji w ten sposób nie jest najlepszym sposobem, skoro mamy maila grupowego, i takie inne. Nasze zdanie w kwestii mówienia "przepraszam" asystentom też się różni, chociaż w to akurat "zamieszana" jest większa część grupy. Złożyło się, że większości nie było na angielskim przed kolokwium z OUNu, a babka zachowała się bardzo w porządku, bo nie sprawdziła obecności i nie miała do nikogo pretensji. Po drodze miała imieniny. Dla mnie było naturalne, że należy ją przeprosić/podziękować/złożyć życzenia imieninowe. W takich wypadkach ptasie mleczko jest jak najbardziej trafne, albo cokolwiek innego w tym guście. Okazało się jednak, że nie. Bo "jesteśmy na studiach, a przepraszało się nauczycieli w podstawówce", "to głupio wyjdzie", itd. W końcu kupiliśmy, daliśmy, chociaż większość grupy się nie złożyła, a wręcz zostałam uznana za jakąś pomyloną. Było jej bardzo miło, poczęstowała wszystkich. O dziwo, nikt nie odmówił, i nie było ważne, czy się składali, czy nie. Bo jakoś tu nikt nie miał odwagi się przyznać, co myśli. I kolejna sprawa: prezenty świąteczne dla asystentów. Pomysł nie mój, choć też o tym myślałam, koleżanka powiedziała, że sprawdził się u niej w zeszłym roku na Politechnice, więc, żebyśmy teraz też spróbowali. Nie chodzi przecież o nic wielkiego, tylko raczej o sam gest. Koszt czekoladowego mikołaja to ok. 3 złote, a asystentów mamy 9. To naprawdę nie jest dużo, a korzyści - ogromne. Bo od razu grupa się lepiej kojarzy, a to jest ważne, gdy praktycznie od asystenta zależy zdanie kolokwium i takie inne, chyba nie muszę tłumaczyć. Jednak połowa mojej grupy stwierdziła, że nie bo: "to głupio wyjdzie", "nie są zżyci z asystentem, to po co mają mu coś kupować" itd, itp.

I tu właśnie moje pytanie, czy ja mam jakieś archaiczne zasady, że mówi się proszę, że kupuję się drobne upominki nie tylko tym, których się lubi, itp. Czy to może jednak wychowało się pokolenie, dla którego rzeczy kiedyś oczywiste już nie są takie oczywiste i normalne?

9 grudnia 2008

"dzień wolny"

Dzisiaj niby tylko dwa wykłady, na które nie poszłam, więc teoretycznie cały dzień wolny. No w teorii może. Zajrzałam sobie do kalendarza i wygląda na to, że do przerwy świątecznej powinnam nie wychylać nosa z książek. Muszę się przestawić na tryb ciągłego siedzenia. Fakty niestety są twarde: poprawka z OUNu, już mam zaległości z kolejnego tematu z anatomii, konspekt z histologii (na marginesie dalej nie mam jego poprawionej wersji, wygląda na to, że dostanę jutro! pięknie po prostu), chemia (w której pojawia się coraz więcej wzorów i reakcji do wkucia), angielski - bo zaliczenie w przyszłym tygodniu, łacina, socjologia, prezentacja na koło chemiczne.

W każdym razie nie mam problemu z planami na weekend. Zawsze coś. I może uda mi się być zwolnioną z egzaminu z chemii, to w sumie takie pobożne życzenie. Na razie mam 62 punkty, a potrzeba ponad 80, tylko nie wiem ile ponad, więc zobaczymy. Trochę adrenalinki, heh.

Pozdrowienia dla wszystkich

8 grudnia 2008

poniedziałek

Zajęcia z pierwszej pomocy były świetne. Najbardziej podobało mi się podejście docenta do studentów, do pacjentów, itd. Wszystko wyjaśnił, przygotował nas przed, chyba nawet trochę za dokładnie bo większość spodziewała się prawie dantejskich scen, a nie było źle. Z drugiej strony nie był to piknik. Odwiedzaliśmy pacjentów na sali pooperacyjnej i na OIOMie. Dużo się dowiedzieliśmy, chociaż nie jest to do końca wiedza ściśle medyczno-łacińska.

Później socjologia i ciekawe dyskusje o rodzinie, czym jest, różne modele, zmiany tych modeli i również rodzina w procesie leczenia. Nie sądziłam, że ktoś prowadzi w tym kierunku badania. Są takowe prowadzone. Rozmowa ciekawa, i w sumie tyle :). Można się było dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy również o ludziach z grupy.

Anatomia i pierwsze zajęcia takie na prawdę. Nie zemdlałam, nie było mi słabo, ale jest to cholernie dziwne i nieprzyjemne uczucie. Muszę się przyzwyczaić, wiem, ale nikomu tego nie życzę, jeżeli na prawdę nie musi. Bo trzeba przestać patrzeć na człowieka, i po części umiera jakaś cząstka mojego człowieczeństwa. Bo nie mogę się emocjonować, wzruszać, czy myśleć jakimikolwiek kategoriami należnymi osobie zmarłej.
Znowu okazało się, że się nie uczymy. Muszę zacząć, żeby przynajmniej na ten temat być przygotowaną tak solidnie. Może uda mi się coś zaliczyć w pierwszym terminie? Albo przynajmniej nie mieć głębokiego poczucia niewiedzy?

Pozdrawiam serdecznie,
i tak do posłuchania. Na świąteczny nastrój.

7 grudnia 2008

po OUN

Kolokwium miało miejsce w piątek i niestety, jak zwykle, będę je zaliczać jeszcze raz w drugim terminie, czyli w przyszły piątek. Zabrakło mi 3 punktów na szpilkach. Może to i lepiej, dokładniej doczytam sobie pewien skrypt, który powinnam umieć teoretycznie na pamięć. Powiedzmy, że w praktyce jak na razie wygląda to troszkę inaczej.

W każdym razie w ramach poprawy humoru zakupiłam sobie "swoją" gazetę, czyli Bluszcza i cały piątek sobie odpoczywałam, mając anatomię w ... nosie. Ja lubię ten przedmiot, na prawdę. Można się dowiedzieć tylu ciekawych rzeczy, tylko lubię widzieć efekty swojej pracy, a akurat tylko tu tego nie widzę. Może następny temat pójdzie mi lepiej? Teraz głowa i szyja, podobno najtrudniejszy.

Powoli odnajduję się w Warszawie. Nowe znajomości mają zaczątki przyjaźni, zobaczymy. Powoli odbudowuję tu swój świat. Jeszcze bardzo dużo mu brakuje i nigdy nie będzie to mój dom, ale może zacznie być znośny i taki bardziej oswojony?

Mikołajki :), nawet do mnie przyszedł. Więc ktoś musiał mu podrzucić mój nowy adres. Dostałam czekoladę truskawkową, świąteczną, bo czerwoną :). Dowiedziałam się również, że Mikołaj podrzuca prezenty w różne miejsca. U mnie w domu zawsze były to buty, oczywiście największe jakie się miało. Wieczór przed, albo jeszcze wcześniej czyściło się je i pisało piękny list do rzeczonego świętego, żeby na pewno wiedział, co by się chciało dostać. Później, przed zaśnięciem, stawiało się buty przy łóżku i niecierpliwie czekało do rana. Zawsze przychodził. Najlepiej było, kiedy Mikołajki wypadały w sobotę lub niedzielę, bo wtedy do późna można było chodzić w piżamach i można było wpaść do rodziców z samego rana i oznajmić im, że Mikołaj przyszedł :). Jakie to było wydarzenie. Robiłyśmy też z siostrą ozdoby choinkowe, kilometrowe łańcuchy z pasków kolorowego papieru. Później koniecznie wszystkie musiały zawisnąć na choince. Wycinało się też szopkę, chyba z Misia. I oczywiście pieczenie pierniczków, obowiązkowo co roku. Najpierw razem z mamą, później z przyjaciółmi. To dopiero była zabawa :). Latanie z blachami przez piętra, prawie jak linie produkcyjna, oczywiście z kolędami w tle, najlepiej Preisnera. Są u nas zawsze na Wigilię, piękne i niesamowicie świąteczne, jednocześnie o głębokiej treści.

Tak się świątecznie rozmarzyłam. Niestety w tym roku większość tej świątecznej tradycji mnie ominie. Chociaż może uda się upiec kilka pierniczków razem ze znajomymi z Warszawy? Jak na razie na blogu pada śnieg :)

1 grudnia 2008

po weekendzie

Dzisiaj zaczął się grudzień. Niewiarygodne jak ten czas szybko leci. Oznacza to, że już ponad dwa miesiące mieszkam "na własną rękę". Dziwnie. Cały czas czuję się jakbym wyjechała na jakieś dłuższe wakacje, i że za niedługo wrócę, że to tylko takie tymczasowe. nie oznacza to, że czekam na obsługę hotelową, żeby posprzątała :).

Czas przed kolokwium ma niewątpliwe zalety, szczególnie moje mieszkanie się z tego cieszy, gdyż wyprasowałam przez weekend całe trzy prania, które się nazbierały, mieszkanie błyszczy, a ja zaczęłam nawet kombinować coś więcej na obiad niż podgrzewanie gotowych porcji. W weekend było risotto z pieczarkami i cebulą. Wyszło niezłe. Nie przestawiłam się jeszcze na gotowanie dla jednej osoby, zawsze gotowałam przynajmniej dla dwóch. Ciężko mi dobrać proporcje i zrobić zakupy. Śmieję się, bo w sklepie chyba na samotną matkę wychodzę, małe ilości, np. 2 pomarańcze, 6 małych ziemniaków, 1 cebula, i obowiązkowo kaszka dla dzieci - jest świetna na śniadania, ciepła, szybka i zapychająca.

Żeby nie było uczyłam się trochę a nawet większość weekendu. Przerobiłam cały atlas anatomiczny, wszystkie przekroje, zdjęcia, itd. Wydawało mi się to mało, bo w sumie planowałam zrobić jeszcze trochę czynnościówki. Taki mamy materiał na kolokwium - budowa mózgu i jego działanie, oraz objawy uszkodzeń. Nauczyłam się tylko obrazków. Dało to jednak efekty. Dzisiaj mieliśmy szpilki, o które zresztą sami prosiliśmy. Ogólnie poszły nie najlepiej. Ja się za to pochwalę, bo poszły mi najlepiej w grupie - 23/41. Dalej ten wynik nie zalicza, ale zabrakło mi tylko 2 szpilek do tego. Nie wiem właściwie dlaczego te szpilki tak źle wypadają, może nie uczymy się tyle ile powinniśmy, ale też niektóre ze struktur są dziwnie zaznaczane, w nietypowy sposób. Może w tym tkwi problem?

Socjologia chce chyba pobić jakiś rekord uczelniany w długości skryptu na jedne zajęcia - na dzisiejsze wynosił 40 stron, które szczerze można by było streścić w 20, jak nie w mniejszej ilości. Temat: wchodzenie w role i komunikacja lekarz-pacjent. Trochę statystyki, główne założenia. Oczywiście najwłaściwszą taktyką lekarza podczas zbierania wywiadu jest "skierowanie na pacjenta", czyli pozwolenia, by to pacjent mówił, później należy omówić z nim wizję dalszego leczenia, itd. W teorii brzmi świetnie, podobno też przynosi lepsze efekty, w co jestem skłonna uwierzyć. Jasne, że chciałabym tak pracować, ale nie mam pojęcia, czy ktoś będzie z nami prowadził warsztaty na ten temat, tyle że praktyczne. Bo co z tego, że mam zarys koncepcji, teraz, kiedy co najwyżej znam nazwy niektórych chorób i nie mam zielonego pojęcia o dochodzeniu do poprawnej diagnozy. Mogę się z nią zgodzić lub nie. Pomimo podania kilku przykładów, propozycji zwrotów, itd dalej jest to czystą teorią. Mam nadzieję, ze na tym się nie skończy.

Moje ukochane zajęcia z pierwszej pomocy niestety nieuchronnie zbliżają się do końca. Zostały jeszcze tylko trzy spotkania. W przyszły poniedziałek odwiedzamy pacjentów OIOMu, na następnych podsumowanie i będziemy się uczyć robić wkłucia. Po przerwie świątecznej - zaliczenie. Nie sądzę, żeby były z nim problemy, bo ćwiczenia są świetnie prowadzone i bardzo dużo z nich wynoszę. Dzisiaj było pokrótce o zatruciach. Co najważniejsze - można się zatruć również przez skórę, nie wszyscy niedoszli samobójcy są później pod opieką psychologa - tylko ci którzy tego wymagają, zatrucia metanolem leczy się również etanolem, biorąc leki powszechnie dostępne należy dokładnie czytać ulotki, żeby nie brać wielokrotności tego samego leku - przedawkowanie paracetamolu może prowadzić do konieczności przeszczepu wątroby. To z tych ciekawszych :).

Pozdrowienia dla wszystkich

27 listopada 2008

Roboty huk, kolokwium się niestety zbliża coraz większymi krokami - najbliższe 5 grudnia. Jednak to nie koniec prezentów na okres przedświąteczny. Nasz wydział ma nowego dziekana, który postanowił sobie, że to nie może tak być, że studenci I roku nie mają zaliczeń w I semestrze. Do tej pory były one tylko z tych przedmiotów które trwały jeden semestr, teraz - są ze wszystkich. Mam nadzieję, że do zaliczenia anatomii wystarczą kolokwia. Co do histologii i łaciny to nie mam najweselszych myśli. czytając kolejne tematy z cytofizjologii rozumiem niestety coraz mniej, tak na przykład w ramach poznawania ciekawych białek:
MAPK - kinaza białkowa aktywowana mitogenem
MAPKK - kinaza MAP kinazy
MAPKKK - kinaza kinazy MAP kinazy

Łacinę rozumiem tylko jej nie umiem, bo końcówki mi się mylą. Jednak mamy te 5 deklinacji i 3 koniugacji w dwóch trybach. Teraz jeszcze powinnam do tego znać słówka, ich rodzaje itd. Tylko ta doba jakoś dziwnie krótka ostatnimi czasy.

Co do pierwszych zajęć z socjologii, to nie było tak źle jak niektórzy opowiadali. Mnie się nawet podobało. Taka pogadanka o kulturze, społeczeństwie, itd. Podobno potrzebna, bo można manipulować ludźmi jak to jeden z kolegów stwierdził. Mam nadzieję, że okaże się być przydatną w przyszłej pracy. Może niekoniecznie, żeby manipulować, ale żeby ułatwić życie i lekarzowi i pacjentowi.

Z anatomii teoretycznie umiem już całą budowę tego nieszczęsnego mózgu, a teraz muszę się nauczyć co jest za co odpowiedzialne i co się dzieje jak to uszkodzimy. O dziwo ostatnia część wchodzi mi najlepiej, może dlatego, że jest najciekawsza. Dla przykładu - pacjent może negować istnienie połowy swojego ciała, po prostu jej nie zauważać, można również nie być zdolnym do rozumienia tylko mowy, albo tylko pisma, można również nie być w stanie przyswajać nowych informacji i tworzyć nowe bazując na zmyśleniach - zespół Korsakowa - przedstawiony w jednym serialu medycznym, tak na marginesie.

Jutro tylko histologia, a potem radosne rycie anatomii. Zapowiada się równeiż wolny weekend, tak więc Bochenek aż skacze z radości.
Pozdrowienia dla wszystkich.

23 listopada 2008

niechciej

Przepraszam za długą nieobecność. Ilość materiału do wchłonięcia przez studentów przyrasta z czasem, czas jednak nie ma zamiaru przyrosnąć. Co więcej nie lubię, gdy jest ciemno za oknem, a ja muszę wstać, lub usiąść nad książkami, a tak dzieje sie niestety coraz częściej. W związku z zaistniałym, dopadł mnie "niechciej", czyli średnio pół dnia się uczę, a drugie pół motywuję się do tego.

Atmosfera na uczelni zaczęła być coraz bardziej przyjazna. My przyzwyczailiśmy się już do bycia studentami i systemu studiów, wykładowcy/asystenci przyzwyczaili się do nas. Zaliczenia semestralne i kolokwia coraz bliżej, więc niechciej będzie się musiał odczepić prędzej czy później. Zapewne zostanie wyparty przez wzrastający poziom adrenaliny.

Ten weekend miał pełne znamiona normalnego domowego weekendu, mimo, że nie ruszałam się ze stolicy. Przyjechała do mnie siostra. Przywiozła jedzenie, dzięki wielkie babciu - paszteciki spałaszowałyśmy dzisiaj do rosołku :). Byłyśmy na zakupach, w kinie, nawet trochę się pouczyłyśmy i Aga pomogła mi w sprzątaniu. Był to wypełniony weekend, ale taki normalny. Bardzo odpoczęłam, dzięki wielkie siostra :*.

A jak na razie anatomia wzywa, tym razem zdjęcia mózgu. W poniedziałek zaczynam również socjologię, i nie wiem właśnie czy się cieszyć. Podobno teksty do przeczytania są dość ciekawe, zobaczymy. Pozdrawiam wszystkich.

16 listopada 2008

weekend z anatomią

Notka miała być rano, ale o tej godzinie spałam jeszcze, więc jest teraz. Do anatomii mam awersję, odrzuca mnie na samą myśl o otworzeniu książki. Jest to na tyle skuteczne, że dzisiaj zrobiłam bardzo dużo rzeczy, z czego tylko niewielka część ma coś wspólnego z anatomią. W ramach przekonywania siebie, że to nie jest takie złe, przerzucam się na Pituchową. Jest ona bardziej skondensowana, nie ma aż tak szczegółowych informacji jak Bochenek, a najbardziej motywujący jest fakt, że zamiast 200 stron mam do nauczenia się na pamięć li i jedynie 60. Mojej psychice jednak robi to różnicę. Bo z dzisiejszej nauki niestety zapoznałam się tylko z kresomózgowiem i komorą boczną, a to powinnam była już umieć dawno.

Z ciekawostek: zostałam posądzona o zaniżanie poziomu i niestaranie się (!) przez osobę studiującą w Poznaniu, (chodziło o moją ukochaną tróję z kolokwium. Generalnie się wkurzyłam i prawie obraziłam, bo skoro w Poznaniu szpilki mają raz (!) na egzaminie, a cała anatomia trwa u nich 3 semestry, to tu nawet nie ma co porównywać.

Z rzeczy milszych: długi weekend. Można było sobie odpocząć, spotkać się z rodzinką, przyjaciółmi, bo były odwiedziny u kuzyna, tańce, eMkowe spotkanie. Po prawdzie nie kończyłam tej klasy, ale chyba jakoś bardziej się czuję z nimi związana, jak z moją klasą. Świadczy o tym również ilość informacji dochodzących do mnie o imprezach mojej klasy, a eMki. Nie bez znaczenia jest też to, że wiele osób studiuje teraz w Warszawie i bardzo często spotykam się z nimi w pociągach. Generalnie zawsze jest z kim porozmawiać, a często i w przedziale siedzę ze znajomymi. Jest to coś, co bardzo mi się podoba. Nawet jeżeli nie bardzo kojarzy się daną osobą, ale jest ona z "trójki" to zawsze zamieni się kilka słów, a nawet porozmawia dłużej. Najdobitniej potwierdza to fakt, że jadąc w środę do Warszawy spotkałam kolegę, którego nie widziałam szmat czasu, również z "trójki".

Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu życzę :).

14 listopada 2008

zdałam :)

Przepraszam za "ukrywanie się" i brak notek na blogu. Wszystko ze mną w porządku, tylko był długi weekend, co z pewnością wszyscy zauważyli. W związku z tym faktem byłam w domku, przez cały ten czas, a nawet dzień dłużej, bo podziębiłam się troszkę.

Ze zdarzeń bardzo ważnych - kolokwium zostało zaliczone, na 3 co prawda, ale zawsze. Szpilki pomimo zapewnień, że będą proste i szpilek bazowych, były jednak dość trudne. Oblało je 5 osób. Później część ustna, pytania różne, ale asystent bardzo wyciągał informacje więc zaliczyli wszyscy. Myślałam, że mnie na tym pytaniu obleje, ale nie było tak źle.

Resztę wspomnień/ważnych wydarzeń jutro, albo w sobotę. Bo czeka mnie weekend nadrabiania zaległości, nie tylko w anatomii.

PS. Jeżeli ktoś nie może się dodzwonić do mnie na komórkę, bo od razu włącza sie automatyczna sekretarka, to oznacza, że trafił na moment awarii mojego telefonu. Raz na jakiś czas, ostatnio dość często coś mu "strzela" i nie odbiera, ani nie przekazuje rozmów/SMSów. Z góry przepraszam.

3 listopada 2008

i po kolokwium

Kolokwium nie zdałam, nawet szpilek. Taki był zamiar asystenta naszego, bo nie zdał nikt z grupy. Jedna dziewczyna zaliczyła szpilki, to oblał ją na ustnym, widać nie lubi jak mu statystykę psują. Byłam wściekła, rozżalona, itd. Szpilki były trudne i wredne, bo był paliczek, RTG dziecka, niejednoznaczne niektóre umiejscowienia szpilki i oczywiście, brak dyskusji. Czyli - musisz znać myśli asystenta. Również kłamstwem jest to, że się nie da zrobić 2-ch szpilek na stanowisku, bo niby miejsca brakuje. Grupa obok miała więcej szpilek, a były po dwie na preparat. Chociaż sumarycznie mieli ich około 30. Preparaty stały wszędzie, na stołkach, taboretach, blatach i stolikach, ale się jednak dało. Poprawka jest w piątek, i zobaczymy, albo wszystkim da komisa, czyli zaliczenie w maju, albo przepuści 3/4 grupy.

Jestem jednak niesłowna i do domu pojechałam. Argumentem koronnym był fakt, że i tak przeryczałabym cały weekend, a to samo w domu można robić. Tylko, że w domku więcej ludzi pocieszy i przytuli. Zostałam wsadzona do pociągu przez Piotra, i dobrze. Jeździmy dość popularnym pociągiem wśród osób z mojego liceum, więc zawsze spotykamy dużo znajomych. Jest to poniekąd paradoks, że pomimo wykupionej miejscówki, siedziałam ok. godziny, a resztę czasu spędziłam na korytarzu, bo niestety wszyscy mieliśmy miejsca w innych wagonach/przedziałach.

Może to dziwne, ale lubię atmosferę Wszystkich Świętych. To zatrzymanie się w biegu i rozmowy/wspominanie ludzi, którzy dalej są z nami, tylko już trochę inaczej niż kiedyś. Jest to też czas mający w naszej rodzinie szczególne zwyczaje, które są już praktycznie tradycją. Obiad przed mszą, spacer na cmentarz, spotkania z rodziną. W tym roku tez tak było. Przybył nam jednak grób do odwiedzenia. Nie cieszy mnie to, nie jest to fair i wszyscy nad nim płakali, bo nic innego nie mogliśmy zrobić. Nie jest to nawet osoba, którą znałam dobrze, ale jej głosu nie zapomnę chyba do końca życia. Mówię o Małej Wróżce, Karolince, która mieszkała kilka domów dalej. Miała 4 latka, odeszła w październiku.

Podróż powrotna oczywiście z Bochenkiem. Zaczynamy Ośrodkowy Układ Nerwowy, czyli robi się ciekawie. Zaskakujące jest, że z każdym kolejnym działem przybywa materiału i coś, co wydawało się nam okropnie trudne, nie do przejścia/wykucia jest zaskakująco łatwe w porównaniu do kolejnych partii materiału. Na szczęście część struktur, czy nazw się powtarza, więc coraz lepiej się orientujemy. Ciekawa jestem, jak będę patrzeć na człowieka po pierwszym roku, po skończonej anatomii. Bo to naprawdę zmienia. Nie widzi się już twarzy, tylko jej kości. Później pewnie nerwy, a w grudniu będę widzieć i mięśnie. Cuda po prostu.

Dzisiaj na pierwszej pomocy mieliśmy zajęcia praktyczne, czyli reanimowanie fantoma. Ludziki są wielce profesjonalne, posiadają wysuwany panel jakoś tak w okolicy bioder, który wskazuje głębokość oddechów i siłę uciśnięć. Ćwiczyliśmy oddechy, uciśnięcia, reanimację w parach, wszystkie fantomy przeżyły.

Na prosektorium mam dziwne wrażenie, że nasza rozpiska, czyli wykaz tego co powinniśmy umieć na kolejne zajęcia jest trochę jakby dla picu. Bo asystent wymagał od nas dużo więcej. Był również zdziwiony, że tak niewiele wynieśliśmy z wykładu. Wykład był 45 minut przed kolokwium z osteologii i oczywiście były na nim tłumy studentów żądnych wiedzy. Kocham po prostu myślących ludzi. Na zajęciach mieliśmy też 2ch studentów z koła anatomicznego. Sympatyczni, prowadzili zajęcia jak nasz asystent znikał w tajemniczych celach, przynieśli modele, podzielili się wiedzą odnośnie pytań/książek/itd. Jestem ciekawa następnych zajęć i piątkowej poprawki, na prawdę nie chcę mieć komisa w maju. Mają być niby szpilki bazówki, czyli takie z listy, najprostsze. Ale już zapowiedział, że powbija je w trudny sposób, czyli super po prostu. Nie lubię nauczycieli z takim podejściem, bo wiadomo, że jak chcą studentowi pokazać, że nie umie, to to zrobią, a chyba nie oto chodzi w edukacji.

Pozdrawiam serdecznie.

30 października 2008

jutro kolokwium

Dzisiaj tylko zajęcia z histologi. Znaczy wykład z socjologii też był (chyba), ale nie wiem, czy ktokolwiek z mojej grupy był. Chyba nie.

Na omówieniu ćwiczenia na histologii udało mi się znaleźć miejsce siedzące, nawet z przodu. Nie dałam rady jednak przygotować się z kolejnego ćwiczenia, więc siedziałam trochę jak na chińskim. były po krótce omawiane mechanizmy syntezy białek i naprawy DNA. Bierze w tym udział okropnie duża ilość białek i innych śmiesznych cząsteczek, o jeszcze lepszych nazwach. Są one najczęściej skrótami od nazwy ich funkcji po angielsku, tak więc mamy na przykład: TPP II, p50, p52, c-Rel, itd. Mam nadzieję, że nie będziemy tego musieli umieć na zaliczenie semestru. W każdym razie chyba nie wszystko.

Co do konspektu, czyli powtórki z ostatniego tematu, który przygotowujemy na zajęcia. Konkretnie to dwie kolejne osoby z listy w formie pisemnej dla całej grupy. Te osoby potem omawiają swoje dzieła, dorzucając nowe informacje. Konspekt może mieć tylko 4 strony A4, czyli po 2 strony na osobę. W tym tygodniu ten zaszczyt spotkał mnie. Nie powiem, jest to ciekawa praca, Pani Doktor bardzo mi pomogła, bo wymieniłyśmy kilka maili. Dostałam nawet dodatkowy artykuł (bardzo ciekawy zresztą, o szeltrynie), którego nie mogłam sama znaleźć, itd. Jest tylko jedno małe ale, czas i termin. Pierwsza wersja konspektu zajęła mi pół dnia (soboty), a że jest to tydzień przed kolokwium, więc praktycznie każda minuta jest cenna. Ale wysiłek się opłacił, bo dostałam 5/5 za omówienie.

Już 3 dzień uczę się czaszki, wczoraj i przedwczoraj razem z dziewczynami z mojej starej szkoły. Nie ma co, wesoło było, ale też dużo zrobiłyśmy, żeby nie było. Tylko mam powoli dość kości. Ostatnio stykam się z nimi jeszcze intensywniej niż normalnie na zajęciach.

Trzymajcie kciuki, za proste szpilki i przyjaźnie nastawionego asystenta. Chcę zdać i to bardzo. Pozdrawiam serdecznie :)

29 października 2008

a kolokwium coraz bliżej

Jestem aktualnie dość mocno zarzucona robotą, szczególnie powtórka z anatomii z wiadomych względów. Ale tak po krótce, co u mnie.

W poniedziałek mieliśmy jeszcze po prosektorium przysposobienie biblioteczne. Jednorazowe zajęcia, pomagające nam się znaleźć w bibliotece uniwersyteckiej, itd. Są na zaliczenie, więc już dziś będę mieć mój pierwszy wpis do indeksu.

Wtorkowe wykłady były warte pójścia, z chemii mam 8 stron notatek o lipidach (czyli tłuszczach, i tym podobnych). A to wszystko w 1,5 godziny,. chociaż właściwie wykład ma dwie części. W sumie dobrze, że byłam, bo szukanie tego na własną rękę zabrałoby mi dużo więcej czasu. Tylko ta godzina, wybitnie nie nadaję się do rannego wstawania.

Na anatomii pytania studentów, kilka jakichś tam i: czy mógłby Pan Profesor omówić kość skroniową? Podobno pytanie powtarza się co roku :). Jest to właściwie dość mała kość, ale o bardzo skomplikowanej budowie, z mnóstwem kanalików i dziurek, z czego część jest trudno znaleźć w atlasach. W środku niej znajduje się ucho wewnętrzne, więc może to przez to. Profesor wyjaśnił jasno, zrozumiale i nie na zasadzie: to tu Państwo mają ..., tylko omawiając również topografię, czyli od tej wyniosłości idąc w tamtą stronę znajdujemy. Bardzo to ułatwi szpilki.
Dla zainteresowanych, tak wygląda kość skroniowa:




Pomiędzy wykładami pożyczyłam kości i się wzięłam za powtarzanie. Oczywiście nie tylko ja wpadłam na ten pomysł, więc trzeba było popolować na kości/znajomych z kośćmi. Ale udało się i powtórzyłam wszystko co chciałam, i to tylko w 3 godziny.

W domku powtarzałam czaszkę razem z Ewą. W ciągu 5 godzin znalazłyśmy wszystkie dziurki, dołki i kanaliki, które wypisał Kierownik Katedry. Chyba, że nie mogłyśmy ich znaleźć ani na czaszce, ani w Bochenku. Ale takich było bardzo mało.

Później poprawiałam skrypt z histologii, bo mail z poprawkami dostałam dopiero wczoraj, z adnotacją, że ma być na dzisiaj oddany. Kocham robotę na wczoraj. W okolicach nocnych przypomniałam sobie o angielskim, ale zrobiłam go już rano. Jeżeli ktoś ciekaw posłuchać dwuminutowego wykładu o kości ogonowej, to zapraszam :).

Dzisiaj jeszcze tylko seminarium z chemii i angielski, i wolne, znaczy się czas na anatomię. Pozdrawiam gorąco.

27 października 2008

ostatnie prosektorium przed piątkiem

Dzień zaczął się jak zwykle miło, bo od pierwszej pomocy. Zawsze przyjemnie je wspominam, wstaję na nie i jadę do szpitala na Banacha. Może dlatego, że są namiastką klinik, które będziemy mieć dopiero od 3 roku? Dzisiaj było jeszcze ciekawiej, bo dowiedzieliśmy się, co się dzieje z pacjentem, po przejęciu go przez karetkę pogotowia/izbę przyjęć, czyli wyspecjalizowany personel, którym kiedyś będziemy sami. Oczywiście wszystko w dużym skrócie. Z wiedzy tajemnej, jak to określił nasz asystent, dowiedzieliśmy się również, czemu migotanie komór, to migotanie komór właśnie, jakie są najczęstsze mechanizmy zatrzymania akcji serca, dlaczego pozioma ciągła linia na ekranie EKG w serialach medycznych jest w 80% kłamstwem/fikcją. Za tydzień mamy już ćwiczenia na fantomach. Zapowiada się jak wysiłek fizyczny, bo mamy być w wygodnych strojach, wyposażeni w butelkę wody, itd. Ciekawam bardzo. Na pewno przyda się, jako odprężenie po kolokwium. Tym bardzie, że nasz asystent z PP uważa, że dobry asystent z anatomii, to taki co na I terminie oblewa połowę grupy, ciekawe, eh.

Co do prosektorium to były szpilki. Powiedziałabym, że trudności średniej. Wyszło zamiłowanie naszego asystenta do wszelkiego rodzaju dziwnych, malutkich i rzadko uwzględnianych w atlasach obrazkowych/fotograficznych otworków i dziurek. Oczywiście nie mogło być rzeczy prostych, typu łopatka/obojczyk/żebro. To przecież proste jest i każdy to umie, to po co z tego pytać? Ale i tak miałam wynik lepszy niż ostatnio, tym razem 22/48, czyli 46%. Niestety zalicza dopiero 65%, czyli 32 punkty. Od nas z grupy zaliczyła chyba jedna osoba. Zapowiada się ciekawie.

W ramach motywacji do nauki, kupiłam bilet do domku, na Wszystkich Świętych. Mam tylko jeden warunek, jeżeli nie zaliczę kolokwium, to nie jadę i idę zwrócić bilet. Niestety w poniedziałek zaczynamy nowy temat, na który trzeba być przygotowanym, a nie dam rady w ciągu 10 godzin nauczyć się i powtórzyć, to co bym chciała. Życie.

Tak więc, trzymajcie kciuki, bardzo się przyda.

26 października 2008

weekend przed kolokwium

Jeszcze raz przepraszam za brak regularnych notek, jednak na ten tydzień raczej nie dam rady umieszczać ich codziennie. Powód jest jeden: kolokwium z osteologii w piątek, ten piątek.

Jako, że jest to moje pierwsze kolokwium z anatomii, i ze mam bardzo dużo materiału do przypomnienia/powtórzenia/nauczenia, mam troszkę mało czasu, a doba, pomimo usilnych błagań wydłużyć się nie chce.

W piątek, ten, który już był, zaspałam sobie radośnie na wykład z histologii. W sumie dobrze, że na niego nie pojechałam, bo wykład się nie odbył. wykłady z tego zacnego przedmiotu zaczynają się dopiero 7. Czyli pospałam sobie bezkarnie trochę dłużej, za to prawie spóźniłam się na łacinę, bo coś sobie źle wyliczyłam godzinę wyjścia. W efekcie na łacinę biegłam i szczęśliwie nie spóźniłam się. Jednak efekty ocenowe były mizerne, zresztą jak całej grupy. Ja zostałam uraczona oceną 2,5. Uprzedzam pytanie, zalicza dopiero 3--. Jednak i tak dostałam jedną z wyższych ocen, zdarzyło się kilka 3, jedna 3--, i jedynki w dużej ilości. Do poprawy oczywiście. Anatomię dało się przeżyć, nie pytał, nie było szpilek. Umówiliśmy się na szpilki na jutro, zobaczymy.

Sobota minęła pod hasłem nauki, tym razem konspektu z histologii. Myślałam, że zajmie z 2-3 godzinki, a paskud pół dnia zajął. W międzyczasie wpadli Kasia z Łukaszem, więc powspominaliśmy sobie trochę, a w większości rozmawialiśmy o studiach, temacie bardzo nowym i aktualnym. Medycyna okazuje się być najmniej studenckim ze wszystkich kierunków, ale jakoś mnie to specjalnie nie dziwi.

W niedzielę atrakcji nie było - anatomia - moja miłość/życie prywatne. Uczyłam się u siebie i u Piotra. Do kolokwium mieszka z nami Ania, która jest bardzo ważną pomocą naukową, więc często sobie z nią rozmawiam o kościach czaszki. Tak dużo szybciej i lepiej się uczę niż z książek.

Przed kolokwium mam stracha, bo jednak chciałabym zdać je w pierwszym terminie, ale nie wiem, czy dam radę. Dużo zależy od szczęścia. Aktualnie więcej nie umiem, niż umiem. Kolejną rzeczą, która mnie dziwi, to fakt, że skoro kolokwium jest z kości, wszystkich, to pytania są najczęściej o czaszkę lub stawy, albo przebieg nerwów czaszkowych? Mam nadzieję, że podczas odpowiedzi będzie można wspomóc się kością. Zobaczymy, trzymajcie kciuki.

23 października 2008

Przepraszam za brak wczorajszej notki. Ostatnio staram się kłaść spać o w miarę normalnych godzinach, i po prostu się nie wyrobiłam.

Pokrótce to co zdarzyło się wczoraj: najpierw chemia, na której poszło mi dobrze, chociaż muszę szybciej pracować w laboratorium, bo skończyłam dosłownie 5 minut przed końcem zajęć. Może za bardzo zastanawiałam się nad kolorami? Robiliśmy miareczkowanie, czyli spuszczanie po kropli jednego roztworu do drugiego aż do momentu zmiany barwy. I tutaj pojawia się odwieczny problem studentów: czy to już jest łososiowy? jak stwierdzić, czy to jeszcze jasny róż, czy może już jasny fiolet? Bo cały dyngs polega na tym, że trzeba przestać miareczkować dokładnie w momencie zmiany barwy, żeby uzyskać dokładny wynik. W każdym razie asystent okazała się wyrozumiała, oceniła pozytywnie laba, i sumarycznym wynikiem z chemii z czwartku jest 11,5/12. Szanse na zwolnienie z egzaminu rosną.

Na życzenie anglistki przełożyliśmy angielski pół godziny wcześniej. Efekt był taki, że się spóźniłam, zresztą nie tylko ja. Część grupy była na czas, część nie. Musimy opracować jakąś szybszą trasę. W ramach zadania domowego mamy przygotować dwuminutową prezentację dowolnej kości, oczywiście po angielsku. Żeby było ciekawiej, mamy to wygłosić w sposób, jakby był to bieg po Nobla. Ciekawe, czy można dostać Nobla za omówienie obojczyka? Bo za omówienie czaszki w 2 minuty na pewno.

Dzisiaj tylko histologia, i nawet załapałam się na miejsce siedzące. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale na początku mamy wykład/omówienie bieżącego tematu dla wszystkich grup, które mają ćwiczenia w czwartek. Jest to o tyle kłopotliwe, że na omówieniu być trzeba, ale miejsc siedzących brakuje. Dlatego zawsze przed salą zbiera się tłum. Ostatni stałam przez godzinę, dzisiaj załapałam się na stołek. Są jeszcze parapety, ale jest to kiepska opcja, bo są tam również automatycznie zasuwane zasłony, żeby prezentacja była lepiej widoczna. Później zajęcia w grupach, polegające na przypomnieniu ostatniego tematu przez wyznaczone osoby. Dzisiaj poza tym mieliśmy czas na narysowanie jednego preparatu, w którym miało być coś (płytkę metafazalną, dla zainteresowanych) widać, ale w preparacie jej nie było, więc przerysowaliśmy "preparat" z tablicy.

Jutro zapowiada się ciężki dzionek, z racji dużej dawki przedmiotów niemiłych - anatomii i łaciny. Pozdrawiam Was serdecznie :).

PS. Zgodnie z sugestiami zamieściłam datę notek, nie jestem do końca zadowolona, bo ten szablon nie ma pierwotnie takiej opcji, ale to jedyne co wymyśliłam. Jeżeli komuś chciałoby się z tym pobawić, to dajcie znać.

22 października 2008

dzień wykładów

Rano zaspałam na chemię. Nie opuściłam zbyt dużo, tylko początek. Wykład był i tak o buforach, więc większość znałam jeszcze z liceum. Ciekawe były nawiązania do medycznej strony zagadnienia, np. do kwasic metabolicznych i oddechowych.

W czasie przerwy do kolejnego wykładu, aż cztery godziny, siedziałam sobie w naleśnikarni. Twarzoczaszka z atlasu fotograficznego dotrzymywała mi towarzystwa. Wykład z anatomii był o metodach obrazowania, więc popatrzyłam sobie na rentgeny, tomografy i rezonansy. Warto było przyjść. Tym bardzie, że mogę mieć szpilki nie tylko z preparatów, ale również ze struktur widocznych na zdjęciach.

Miłego dnia życzę wszystkim czytającym.

21 października 2008

powrót i poniedziałek

No i wróciłam. Doba jest jak zwykle oczywiście za krótka. Wszystko w biegu, wszędzie spóźniona. Do książek zajrzałam dopiero w pociągu powrotnym, więc był to bardzo rozpustno-odpoczynkowy weekend. Rozpogodziło się. Spotkałam osoby, które nie myślałam, że zobaczę je tak szybko. Dużo zmian, część mnie zaskoczyła, część jest naturalną koleją rzeczy. Jednak wyprowadzka stwarza drugie życie, w nowym miejscu. Bo przecież w domu nawet wiatr inaczej wieje. Jednym słowem - odpoczęłam, i doładowałam baterie.

Podróż minęła przyjemnie, z atlasem anatomicznym i drzemką. Zawsze to kilka godzin więcej oglądania czaszki, tylko w atlasie, żeby nie był, że wożę ze sobą gapowiczów. W stolicy byłam po 22. W domu około północy. Plecak był dużo cięższy niż przed wyjazdem, wiadomo - student jeść musi. O to zadbały babcia z mamą. Na szczęście, to nie ja niosłam plecak do mieszkania, dziękuję.

Poniedziałek rano - pierwsza pomoc. Przedmiot, którego nie trzeba się specjalnie uczyć, wystarczy posłuchać. DLa mnie osobiście wielka frajda, bo i temat i wykładowca ciekawi, dodatkowo z darem przekazywania wiedzy. Dzisiaj - o wypadkach drogowych, a tak właściwie o wszelkich wypadkach i sposobach postępowania. Wnioski ogólne: 1. najlepiej sklonować się, żeby zdążyć wszystko zrobić, oczywiście prawie jednocześnie, bo wszystko jest ważne. 2. zazwyczaj wypadkowi towarzyszy tłum ciekawskich, co czasami może być przyczyną wypadku, a na pewno nie ułatwia pracy. 3. samochody są reklamowane jako bezpieczne o ogromnej liczbie systemów ochronnych, tylko mało kto wspomina, że są one niezawodne przy prędkości 60 km/h. 4. zagłówek w samochodzie musi podpierać potylicę, a nie szyję. W innym razie na okoliczność wypadku, może dojść do złamania kręgosłupa szyjnego i porażenia czterokończynowego, czyli nic ciekawego.

Grupą mieliśmy w planach poprosić asystenta z anatomii o zrobienie szpilek na przyszły poniedziałek. Lepiej więcej poćwiczyć przed kolokwium. Asystent czytał chyba w naszych myślach, lub myśleliśmy za głośno może, gdyż postanowił sprawdzić naszą wiedzę. Pytał, przez 3/4 zajęć pytał. W formie chyba egzaminacyjnej, prosił po dwie osoby i zadawał pytania. Każda odpowiedź była skrzętnie oceniana i notowana (na plusy), potem - ocena zbiorcza z naszych wypocin. Ja dostałam plusa, z czego jestem osobiście bardzo dumna. Odpowiedziałam na 3 z 4 pytań, więc jest dobrze. Muszę jednak przyznać, ze miałam szczęście, bo jest bardzo dużo rzeczy na które bym nie odpowiedziała. Tak to omówiliśmy sobie dodatkowo kość skroniową, jedną z bardziej skomplikowanych kości, gdyz ma ona wiele funkcji i ochrania różne ważne struktury. Na piątek muszę znac czaszkę jako całość, oraz co wychodzi, przechodzi, wchodzi itd. którym otworkiem/bruzdą/dołkiem. Zapowiada się ciekawie.

Dziękuję Wam, że mieliście dla mnie czas i że udało nam się spotkać w weekend.

16 października 2008

niespodzianka

Dzionek generalnie udany, chociaż nie porysowaliśmy sobie na histologii. Uczymy się o mikroskopach i komórkach. Okazuje się również, że będziemy mieć kartkówki z tego przedmiotu. Niezbyt fajnie. Do przygotowania na za dwa tygodnie mam również coś na kształt konspektu z poprzedniego tematu. Żeby było ciekawiej, jest to tydzień, w którym mam kolokwium z osteologii i kartkówkę z histologii, ciekawe co jeszcze dorzucą. Mniemam, że ilość form sprawdzania wiedzy w tygodniu nie jest niczym ograniczona.

Jutro radośnie od rana wykład z histologii, inauguracyjny, więc ciekawa jestem, jak to będzie wyglądać. Później łacina, której ostatnio nie było, więc kartkówka. Również deklinacje, jest ich w sumie 5, ciekawe czy zrobimy wszystkie na jednych zajęciach. Następnie wykład z anatomii i "wyczekane" prosektorium. Jestem bardzo ciekawa jaką to formę sprawdzania wiedzy wymyślił dla nas nasz ukochany asystent. W każdym razie zakres ma do dyspozycji duży, noga, której nie skończyliśmy, i czaszka, konkretnie mózgoczaszka. Ciekawam, nawet bardzo. Czaszkę nawet w miarę umiem, ale zważywszy na to, że na całą resztę mamy w sumie weekend. Zapowiada się ciekawie.

W ramach przerwy anatomicznej, bo tylko takie występują u większości studentów pierwszego roku pewnego kierunku, robię sobie porządki i pranie. Wszystko byłoby ok, gdyby nie leniwa pralka, mianowicie, co jakiś czas, trzeba sprawdzać, czy działa, bo lubi sobie robić przerwy i wtedy trzeba troszeczkę przekręcić program do przodu. Ale działa :) i do tej pory nic nie zafarbowałam, z czego jestem wybitnie dumna. Teraz jeszcze troszkę nogi się pouczę i czaszki, tak do snu akurat.

A tak w między czasie spakuję duuży plecak, na weekend cały. Bo, uwaga, uwaga, JADĘ DO DOMU !! :). Bilet już kupiony, na 18.35, więc w domku będę jakoś po północy. Żeby nie było, biorę ze sobą książki, ale do użytku tylko i wyłącznie przedziałowego.

Piszcie jak macie czas, bo stęskniłam się za Wami okrutnie, i bardzo bym się chciała zobaczyć.

Pozdrowienia i do zobaczenia już w sobotę :)

miły dzień

Chemia była naprawdę świetna, skrypt pomimo posiadania 12 stron czytelny, a nawet dający się czytać. Najpierw mieliśmy repetytorium, na którym zostały wyjaśnione wszystkie pytania jakie pojawiły się podczas czytania skryptu, dokładne omówienie części laboratoryjnej. Punkty za aktywność zbierały się praktycznie same, a asystent jeszcze pilnowała, żeby każdy mógł się wypowiedzieć, no chyba, że nie chciał.

Pytania na kartkówce dobrze dobrane do tematu, bo mogły być wredne - np. historia odkrycia aspiryny z datami i takie inne kwiatki. A były rzeczy ważne z chemicznego punktu widzenia, nie było też za dużo farmakologii, bo to będziemy mieć później. Laboratorium również miłe, wszystko wychodziło, odczynniki przygotowane, podpisane, brak tłoku przy stanowiskach. Pomoc przy obsłudze łaźni wodnej, itd.

Efektem miłych zajęć, była duża ilość punktów - mianowicie 12/12. W każdym razie w moim przypadku. Przymierzam się do bycia zwolnioną z egzaminu, może wyjdzie.

Jeżeli chodzi o anatomię, to dzisiaj poszerzyłam swoją wiedzę o płaszczyzny miednicy. Nie jest to zbyt dużo, ale jutro chce z nią spędzić praktycznie cały dzień, bo w piątek prosektorium z obrażono-(chyba)wkurzonym asystentem.

Jutro histologia - błony komórkowe i transport przez nie. Brzmi nieźle. W błonach komórkowych można znaleźć różne cuda i cudeńka. Mają one najczęściej dwie strony - dobrą i złą. Występują np. kanały białkowe służące do usuwania szkodliwych związków z komórek. Generalnie dobra rzecz. Jak coś truje, to należy wywalić i nie będzie problemu. System ten występuje nie tylko u ludzi, ale i u najdrobniejszych drobnoustrojów. Problem jednak jest, bo komórka nie wie co jest trucizną, a co np. lekiem, który też jest dla niej substancją obcą i nieznaną. Stąd bierze się lekooporność. Komórka tak gorliwie usuwa szkodliwy lub nieznany dla niej związek, że nie może on osiągnąć odpowiedniego stężenia, w związku z czym jest bezużyteczny. Takich właściwości nabywają nie tylko komórki nowotworowe, ale również np, zarodźce malarii. Dla nich akurat jest to słuszna taktyka, bo walczą o życie, tylko, że my również.

Kolejną lekcją wyniesioną z histologii, jest fakt, że jeżeli coś działa, to nawet mała zmiana może wszystko zniszczyć. Jest sobie kanał chlorkowy, jest on białkiem, składa się z aminokwasów ułożonych w odpowiedniej kolejności. Wystarczy brak jednego aminokwasu, na pozycji 508, a stajemy się osobami chorymi na mukowiscydozę. Istnieje hipoteza, że to właśnie na nią chorował Chopin, w każdym razie wg. skryptu. Mutacje w genach naprawiających błonę komórkową prowadzą do ciężkich chorób - między innymi dystrofii mięśniowej. Czasami chyba aż strach wiedzieć, jak mało brakuje, żeby wszystko się posypało.

Jutro zaczynam uczyć się czaszki, z tej okazji życzę miłego dnia. :)

15 października 2008

dzień wolny?

Dzisiaj w planie były sobie dwa wykłady. Chemia i anatomia. Niestety chyba nauczyłam się wyłączać budzik przez sen, bo wstałam o 8 rano. Trochę za późno, żeby się nie spóźnić, i raczej za późno, żeby zdążyć. Tym bardziej przy godzinie dojazdu w jedną stronę. Z tych samych powodów nie poszłam na wykład z anatomii, który trwa tylko 45 minut. Żeby nie było, na ćwiczenia chodzę, wszystkie. W ramach niesamowitych nowoodkrytych pokładów czasu wolnego, posprzątałam trochę i pouczyłam. Najpierw chemii, tak dla odmiany. To zadziwiające, że czasami szukanie wzoru jednej reakcji może tyle zająć. Oczywiście nie znalazłam jej rozrysowanej. Wszyscy wiedzą jaki produkt się tworzy - związek kompleksowy, ale nikt nie pokusił się go narysować, w każdym razie nikt z autorów dostępnych mi źródeł.

Skrypt z chemii również ciekawie się czytało, czym jest lek, jak działa, jakie są interakcje, historia farmakologii, działanie leku, farmakokinetyka i chromatografia. Część praktyczna jutro zapowiada się bardzo ciekawie, synteza aspiryny, badanie zawartości kofeiny i aspiryny w etopirynie, oraz ekstrakcja substancji czynnej z goździków. Jak dowiedziałam się z wszechwiedzącego skryptu - goździk wpływa na wszystko.

Z rzeczy ciekawych w anatomii, dostaliśmy, znaczy była w końcu dostępna w skrypciarni za złotych 6, rozpiska z osteologii. Czyli wszystkie struktury i terminy, które student medycyny znać musi. Znając życie i tak pewnie musi wiedzieć więcej, ale to już zależy od fantazji asystenta. Ogólnie wszystko mogłam znaleźć w atlasie, bo dzisiaj Martusia bawiła się dużą książką z obrazkami, tak prawie cały dzień. Najlepszą zabawą jest "znajdź więzadło". Nie jestem pewna, czy więzadła, które mam w rozpisce odnośnie dłoni istnieją, tylko nie mam ich w atlasie obrazkowym, być może są ale pod inną nazwą, lub muszę je dorysować. Jeżeli ktoś ma jakieś pomysły, to chętnie posłucham :)

Jutro dość miły dzień, co zresztą widać na planie na dole. Życzę wszystkim czytającym równie miłego.

13 października 2008

szpilki

Dzień ogólnie dzisiaj taki sobie. Najpierw zajęcia z pierwszej pomocy. Wydaje mi się, że zajęcia będę lubić. Wykładane w ciekawy sposób, sympatyczny wykładowca i przezrocza z Nettera, którego lubię bardzo. Ma ciekawy sposób siedzenia i majtania nóżkami, a nosi takie szpitalne białe chodaczki. Wygląda trochę jak Dorotka z krainy Oz. Widać też, że zależy mu na pracy ze studentami, nie robi tego za karę.

Co do tematowych szpilek, to najchętniej pominęłabym to milczeniem. W każdym razie, 4/40 punktów nie jest wynikiem imponującym, lecz najniższym w grupie. Nie tylko ja się mogę takim poszczycić, na szczęście. Mam nadzieję, że to tylko taki pierwszy i ostatni wynik. No nic.

W każdym razie biorę się ostro do roboty, tym razem z atlasem obrazkowym. A Rysiek, królik, zostanie zapewne wybitnym anatomem.

weekend z anatomią, cz.2

Dzisiejsza notka również nie będzie porażająco długa, czy obfita w treść. Nie sądzę, żeby kogoś, poza studentami medycyny, obchodził skład stawów i ilość więzadeł w każdym z nich.

Jako że niedziela dzisiaj, byliśmy z Piotrem na spacerze. Pola Mokotowskie i próba dojścia do Łazienek. Prawie udana. W parkach pięknie, dużo zieleni, drzewa mają teraz piękne kolory. Pogoda również dopisała, jest łagodniejsza niż nad morzem. Dalej mam problem z dobraniem ubrania, i zazwyczaj mam na sobie za dużo. Ale się przestawię, kiedyś na pewno.

Trzymajcie kciuki, bo jutro mam pierwsze w życiu szpilki. Jestem ciekawa jak mi pójdzie, bo niby wiem jak to wygląda, ale samemu zawsze się to inaczej przeżywa.

Załączam życzenia na nadchodzący tydzień.

PS. dla Agnieszki: wiesz, że staw kolanowy jest największym stawem w całym organizmie ludzkim? Jednocześnie jest najbardziej wrażliwym. I ma aż 11 więzadeł :). Buziak wielki dla Ciebie siostra. :*

11 października 2008

weekend z anatomią, część 1

Jak przystało na studentkę medycyny o zbliżającym się terminie szpilko-kartkówki, ryję anatomię aż miło. Dzisiaj można mnie było znaleźć w pokoju nad atlasem Bochenka t.1, nad kośćmi ręki. Poza owym faktem nic ciekawego się nie działo, przytoczę natomiast kilka ciekawostek wyniesionych z tegoż tomiska:

Mianowicie, czego to się uczę, a wierszyków na przykład:

Łódka płynie, księżyc świeci, trójgraniasty, groszek leci
Na trapezie, trapeziku, główka wisi na haczyku.

I w ten oto sposób wymieniliśmy wszystkie stałe kości nadgarstka, oczywiście w rzędach i kolejności.

Dawni anatomowie musieli mieć dość ciekawe skojarzenia, co można odszukać w niektórych nazwach, np. wyrostek suteczkowaty - na wyrostku stawowym górnym kręgu lędźwiowego. W bajce o anatomii występują również kruki - wyrostek kruczy, więzadła kruczo-barkowe, kruczo-ramienne i kruczo-obojczykowe oraz wyrostek dziobiasty - również swoją nazwę zawdzięcza krukowi, podobno przypomina jego dziób.
Znajdujemy również powierzchnie uchowate, ale nie na czaszce, lecz w miednicy.
Panewka biodrowa zawdzięcza swoją łacińską nazwę misce z octem, podobnie jak pewien glon
Przy paliczkach, czyli kościach palców, fantazja już zawiodła dawnych anatomów. Po łacinie zwą się phalanges, od greckiego falanks=okrągły kloc

Zapewne znalazłoby się więcej takich cudów, i długo by o nich pisać. Ale może niekoniecznie dzisiaj.

Wszystkim czytającym życzę dobrej nocy i miło spędzonej niedzieli.

10 października 2008

Przyczyna niebycia

Przepraszam Was wszystkich za zniknięcie na cały tydzień. Nie zapomniałam o Was, roboty co prawda przybyło, ale ona też nie jest powodem. Mój komputer zastrajkował, bo pomimo posiadania dostępu do internetu, rozmów na GG i skypie, przeglądarki odmówiły współpracy. Wydawało mi się, ze wszystkie zapory i inne tego typu cuda są wyłączone/usunięte. Po przekopaniu komputera, bynajmniej nie przeze mnie tylko przez Piotra, okazało się, że i owszem, usunęłam kiedyś Nortona Antivira, czy jakoś tak, ale ów wredny programik zostawił włączoną zaporę. W każdym razie problem został naprawiony, za co jestem bardzo wdzięczna :*. Dziękuję również osobom, które próbowały pomóc, ale na odległość nie dało rady.

Tydzień na uczelni minął bardzo szybko, dużo zajęć, choć to niby niecałe 23 godziny tygodniowo. Spróbuję opisać pokrótce co się działo, chociaż na pewno nie będzie to pełna i wierna relacja. W poniedziałek zostałam już pełnoprawną studentką mojej alma mater, czyli wręczenie indeksów. Z tej okazji - dzień wolny dla całego roku mojego wydziału. Cała uroczystość przebiegała sprawnie, przemówienia władz uczelni nie były aż tak patetyczne, i dobrej długości.

Już we wtorek wykład z chemii na barbarzyńską godzinę, potem kolejny wykład z anatomii - już teraz wiem, jak opisać staw. Nazwy więzadeł dalej są dla mnie zabójcze i nie bardzo widzę między nimi różnicę, a powinnam. Później może podam jakieś przykłady, bo na razie dalej mam mętlik :).

W środę byłam na większej ilości zajęć niż powinnam. Jako jedyna stawiłam się na wykład z pierwszej pomocy, które zaczynają się dopiero 5. listopada. Chwilę później, zajęcia z chemii. Już wiem, że na każde muszę być przygotowana - co zajęcia są kartkówki i laboratoria. Przez cały semestr zbieramy punkty, mając odpowiednio dużo można nie pisać egzaminu. Mając zbyt mało, można nie zaliczyć przedmiotu i w konsekwencji wylecieć z uczelni. Czyli trochę wyścig szczurów, ale zobaczymy. Prowadząca trafiła nam się sympatyczna, chociaż widać, że wymagająca. Z ciekawostek, jest rodzoną siostrą Katarzyny Pakosińskiej z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Nie jest to bynajmniej plotką, sama nam to powiedziała, żebyśmy łatwiej zapamiętali jej nazwisko. Angielski i rozmowy o najnowszym Noblu z medycyny, za odkrycie wirusów HIV i HPV, oczywiście po angielsku. Mamy nawet pracę domową - wypracowanie.

Czwartek to dzień ćwiczeń z histologii - zajęć na które potrzebne są kredki i gładki zeszyt. Produkcja, czy może lepiej wytwarzanie preparatów jest rzeczywiście dość skomplikowane, ale jak ciekawe. Dane nam było nawet zobaczyć z bliska mikroskop transmisyjny. Wielki, ciężki i dość stary, bo z lat '70. Ale obraz daje piękny. udało mi się zajrzeć w okular, aby pooglądać sobie skórę i włos. Zwiedziliśmy jeszcze Centrum Biostruktury, gdzie mieści się bank taknek - tam nas jednak nie wpuszczono, obowiązują klasy czystości, ubrania ochronne, itd. Po zajęciach spotkałam kolegę z Gdyni, znajomego jeszcze z czasów gimnazjum. Jest na czwartym roku lekarskiego, nie widziałam go prawie równie długo. Miło spotkać znajomych, szczególnie ze swojego miasta.

Dzisiaj również dzień pełen niespodzianek - wykłady z histologii jeszcze się nie zaczęły, a łaciny nie było - tak samo jak kartkówki. Zostało tylko prosektorium. Tu już skończyły się miłe wiadomości, w poniedziałek mam szpilki z kręgosłupa, ręki i nogi. Tej ostatniej tak właściwie to jeszcze nie przerabialiśmy, ale najwyraźniej naszemu asystentowi to nie przeszkadza. Dobrze, ze to tylko kości i więzadła, które wyglądają podobnie na żywo i w atlasie. Tak więc weekend mam już zajęty. Chyba powinnam się zacząć przyzwyczajać.

Pozdrawiam Was serdecznie, i życzę pięknej pogody i odpoczynku w weekend.

3 października 2008

piątkowe zajęcia

Dzisiaj był jak na razie najbardziej pracowity dzień, chociaż i tak jeden wykład się nie odbył, dzięki ci dziuro w dachu. Pierwsze zajęcia z łaciny, z osławionym łacinnikiem, legendą wydziału. Niestety raczej niepozytywną. Mnie osobiście kojarzył się z Lordem Voldemortem, głównie jeżeli chodzi o wygląd, ale charakterem też daleko chyba nie odbiega. W każdym razie jest bardzo konkretny i chyba trochę złośliwy, ale to już może zależeć od odbioru. Zgodnie z sugestiami, zajęłam miejsce z przodu, podobno są prostsze przykłady do tłumaczenia. Już mamy zapowiedzianą kartkówkę, na szczęście te zajęcia mamy tylko raz w tygodniu. Dzisiaj poznaliśmy alfabet, iloczas (którego dalej nie rozumiem) i akcentuację, którą tak właściwie robię na wyczucie. W ramach praktyki, czytaliśmy tekst o mięśniach nogi, na głos, po kolei. Gdy tekst się skończył, czytaliśmy go od początku. Skończyliśmy trzy minuty przed czasem. Nie było tak źle, jak zapowiadali.

Później szybkie przemieszczenie się na Lindleya, czyli do Śródmieścia, i wykład z anatomii. Miejsc, jak się okazało trochę później było dużo mniej niż chętnych, więc część siedziała na schodach, podłodze, i tym podobnych pokątnych miejscach. Nie jestem pewna, czy wszyscy weszli. Może następna sala będzie większa, lub będzie mniej chętnych. wykład z kierownikiem katedry, wyjątkowo o tym, co mieliśmy mieć za chwilę na ćwiczeniach w prosektorium, a więc o kręgosłupie. Nie doszliśmy jednak do końca, więc zbyt dużo nowych rzeczy się nie dowiedziałam. Właściwie to nazwa jednej pary wyrostków, o której Pituchowa (anatomiczny atlas opisowy) nie raczy wspomnieć, za to są wymienione w atlasie obrazkowym, ale tylko jako podpisana po łacinie struktura.

Po wykładzie, z sali wylał się tłum ludzi, korek trwał przez 2 piętra, aż do wyjścia. Dosłownie rzeka ludzi, z czego połowa miała w ciągu 15 minut przemieścić się na ćwiczenia. Jakoś doszliśmy, nawet na czas. Zostaliśmy podzielenie na grupy, trochę inne niż dziekańskie, bo mniejsze. Jednak większość osób w grupie prosektoryjnej znam z mojej dziekańskiej. Nie jest źle. Sama sala wygląda ciekawie, jest kilka stołów, również kamiennych, na tych kładzie się zwłoki. Przy tych zwykłych siedzą studenci i oglądają sobie preparaty suche, czyli kości. Najpierw dowiedzieliśmy się o kilku ważnych sprawach, typu ubiór, BHP, sposób zaliczeń,itd. Ubraliśmy fartuchy. Później asystent i kilka osób z grupy przynieśli zestaw kości. Gdy je wysypywali, oczywiście dość ostrożnie, brzmiało to jak wysypywanie klocków Lego z pudełka. Trochę mówił asystent, trochę pytał się nas. Prawdopodobnie na następnych zajęciach, to my będziemy więcej omawiać. Materiału jest bardzo dużo, bo poza nazwami i umiejscowieniem różnych struktur, trzeba wiedzieć, jak się rozwinęły, z czego są zbudowane, możliwe zmienności, bo każdy człowiek jest wyjątkowy przecież, i różne inne ciekawostki. Na przyszły tydzień muszę przygotować obojczyk, łopatkę, kości i stawy ręki. Wypadałoby też uzupełnić trochę wiadomości o klatce piersiowej i teorię, której bardzo brakuje. Tak więc, był sobie weekend :).

Na pocieszenie, w poniedziałek mam immatrykulację, czyli będę już pełnoprawną studentką, taką z indeksem. W związku z tym, mamy godziny dziekańskie - nie ma prosektorium :).

Pozdrawiam Was serdecznie

2 października 2008

Inauguracja Roku Akademickiego

Inauguracja była, od 11 do 14. Prosili aby przyjść wcześniej, zająć miejsca. Część bardzo zdolnych studentów z najlpeszymi wynikami z matury dostała już indeksy. Brawa i gratulacje dla nich. Inni studenci, bo przecież nie wszyscy mogą być najlepsi, radośnie mieli dzień wolny. Można było przyjśc i popatrzeć, ale chyba nie było zbyt wielu zwolenników tej opcji.

Z racji pięknej pogody byłam na spacerze po Polach Mokotowskich. Park się remontuje, są wylewane ścieżki, zbiornik wodny jest oczyszczany i chyba naprawiany. W każdym razie wody w nim brak, jeździ po nim koparka, czy coś takiego.

Okazało się również, że ciekawość popłaca. Sprawdzając połączenia z przystanku, z którego do tej pory nie korzystałam, okazało się, że: po pierwsze mam bezpośredni autobus do rektoratu. I że jedzie tam około pół godziny. Po drugie, mam prostszy dojazd do metra. Więc teraz dojazd będzie mi zajmować maksymalnie 45 minut, a nie jak wcześniej 1,5 godziny. Człowiek już się tak nie gubi.

W każdym razie w miejscach, w których był przynajmniej raz. Ja gubię się i tak. Integrowaliśmy się dzisiaj z grupą. Miejsce spotkania: Kinoteka przy metrze Centrum, podobno widać od razu jak się z niego wysiada. I owszem, słusznie. Ale metro ma dwa wyjścia, o czym mało ludzi mieszkających w Wawie pamięta. Jakby się uprzeć, to tych wyjść jest nawet więcej. Na szczęście ludzie na ulicy wskazują drogę chętnie, więc trafiłam. Potem poszliśmy do jakiegoś pubu chyba, w każdym razie dało się posiedzieć i porozmawiać. Jest kilka osób, z którymi rozmawia mi się dobrze, więc rok akademicki zapowiada się coraz milej. Głównym tematem rozmów była medycyna i zawirowania planu. Oraz jutrzejsze pierwsze zajęcia z prosektorium. Podstawowe pytanie: Czy już się uczyłaś/-eś? a z czego? Większość już trochę kręgosłupa kojarzy, inni jeszcze cieszą się wakacjami. Zobaczymy, nie jest to komfortowa sytuacja. Dzisiaj pożyczyłam pęsetę anatomiczną, która już była używana, w prosektorium, na preparatach. Głupia rzecz, a chyba nie wezmę jej bez rękawiczek, w każdym razie zależy który koniec. Mam nadzieję, że to tylko takie początki.

Pozdrowienia, i trzymajcie kciuki.

PS. Wczoraj zrobiłam pranie, wyszło, nic nie puściło koloru. Tylko pralka ma fochy, i czasami trzeba ją przestawiać. Ale jest ok.

1 października 2008

angielski

Dzisiaj pierwsze zajęcia z angielskiego. Poznałam własną grupę. Chyba ze 20 osób. Przedstawiali się, ale pamiętam tylko kilka imion, i może kilkanaście twarzy. Dobrze, że jest razem ze mną dziewczyna z integracji, jakoś tak raźniej. Część osób jest z Warszawy lub okolic. Widać to po nich, są bardziej pewni. Z północy nie ma nikogo. Dużo sportowców, osób aktywnych. Jutro, z okazji dnia wolnego idziemy się integrować. Nie bardzo rozumiem, czemu dopiero popołudniu, skoro wolny jest cały dzień, ale widać tak komuś bardziej pasuje.

Anglistka sympatyczna, coś jak skrzyżowanie dobrodusznej babci z anglistką. Czyli da się żyć, co potwierdzają opinie wyższych roczników. Dobrze mieć takie opiniowe zaplecze. Ułatwia start. Jutro w ramach przedłużania weekendu biednym studentom medycyny mamy dzień wolny. Z okazji inauguracji roku akademickiego. Jest oczywiście niesamowicie uroczysta, itd. Więc może zabraknąć miejsc siedzących. Jeżeli się nie załapię, to wyjdę wcześniej. Jakoś przeżyję brak przemówień.

Dzisiaj też do Warszawy wpadł tata. Stęskniłam się, chociaż minął niecały tydzień. Na pocieszenie, babcia zrobiła słoiki, żeby wnuczka studentka nie umarła z głodu i miała prościej. Dziękuję babciu :*. Dzięki mamie mam teraz szybszy internet. W dzisiejszych czasach, jak wszyscy wiemy, bez internetu to jak bez ręki, lub lodówki. Dziękuję mamo, teraz będę mogła porozmawiać z Wami przez skypa.

Z okazji nadchodzącego czwartku, życzę wszystkim miłego dnia ! :)

30 września 2008

pierwsze wykłady

Zgodnie z tytułem miałam dzisiaj pierwsze wykłady, a właściwie wykład, z anatomii. Chemia, która miała odbyć się o 7.45, ku uciesze studentów została odwołana. Cały przedmiot zaczyna się od przyszłego tygodnia. Nie do końca wiadomo, co jest skutkiem takich przełożeń, bo w sumie więcej wykładów nie mamy, jak mamy. Być może ma to jakiś związek z dziurą w dachu nad salą wykładową w Collegium Anatomicum. Studenci są wdzięczni dziurze, przynajmniej ja.

Testowałam nową trasę do Trojdena, jest chyba szybsza, nie licząc stania w korku. Ale to zawsze mniej przesiadek. Warszawa bywa jednak mała, bo na przystanku spotkałam kolegę z klasy, który jest ze mną na roku, ale, oczywiście, w innej grupie. Miło było porozmawiać, nie widzieliśmy się od rozdania matur.

Wykład był świetnie prowadzony, generalnie był tytułem wstępu do tego przedmiotu. Trochę historii zakładu, (na marginesie, to mieszkam na ulicy pierwszego kierownika anatomii i świetnego neurologa), historii anatomii i bazowe wiadomości o osiach i płaszczyznach. Również chwila ciszy, w której oddaliśmy cześć tym, którzy pozwolili nam się uczyć na swoich ciałach. Jak na razie znamy ich ze zdjęć. W piątek zaczniemy poznawać na żywo.

Na wykładzie spotkałam koleżankę z integracji, jesteśmy w jednej grupie. Dobrze, będzie raźniej. Resztę poznam jutro na angielskim. Mam nadzieję, że się jakoś dogadamy, na te następne 6 lat.

29 września 2008

Pierwszy dzień

Dzisiaj miałam pierwszy dzień zajęć. Na pewno będzie się różnił od pozostałych, bo dzisiaj okazało się, że zajęć nie mam. O tym, że odwołali prosektorium wiedziałam już w piątek, pierwszej pomocy również nie było. Co więcej, nie mam pojęcia gdzie by miała być. Śródmieście a Ochota to jednak dość spora odległość i nie da się teleportować z jednego miejsca na drugie. Więc nawet jeżeli te zajęcia jakimś cudem odbyły się dzisiaj, to mnie na nich nie było.

Pozałatwiałam kilka spraw, odebrałam legitymację, kupiłam bilet miesięczny. Jestem już prawie pełnoprawną studentką. Brakuje tylko indeksu, ale dostanę go dopiero 6. na immatrykulacji wydziału. Książki mam już kupione/pożyczone. Myślałam, że angielski będzie jednak tańszy, kupię go później, a na razie pożyczę. W bibliotece raczej już nie ma książek, dzisiaj pierwszoroczni wybili księgozbiór, podobno aby być pierwszymi niektórzy stali od 8. Książki można było pożyczać od 10.
Po fartuchy i inne wyposażenie medyczne również kolejka, ale szło sprawnie. Drogą kupna nabyty został fartuch chirurgiczny i chusta. Będę wyglądać jak pracownica mleczarni :).

Kafelki na balkonie są dobrą rzeczą, estetyka, itd. Docieplenie balkonu też jest dobrą rzeczą, bo mniejsze koszty i takie tam. Ale jeżeli spółdzielnia dociepla balkon to oznacza skucie kafelków, co więcej, kafelkarz jak zwykle się spóźnia, Zamiast o 11, był o 14. i dobrze, że to nie ja czekałam. W związku z obsuwem będzie przynajmniej do 22. Super. A fugi położy w czwartek od 6 do 8, rano. Jedyny dzień, kiedy zaczynam trochę później bo na 10.45 dopiero :).

26 września 2008

plan zajęć

Wiem, już w której grupie jestem, dzięki Ewa :). Niestety, oznacza to, że wg planu, w piątek kończę o 17, i to ćwiczeniami w prosektorium, których nie idzie odpuścić. Trudno. Nie wiem jeszcze jak będę mieć języki. Plan możecie obejrzeć na dole strony. Będzie na bieżąco aktualizowany :).

25 września 2008

Zajęcia ..., dzień2&3

Zajęcia skończyły się wczoraj o 16.30. Na dobrą sprawę nie byłam na nich do końca. O 15.00 wracałam już do Gdyni. Ale to był mój priorytet.

Zrobiliśmy sobie zdjęcia i czekam na nie z niecierpliwością, tak samo jak na maile do całej grupy. Nauczyłam się dużo, od imion nowych kolegów i koleżanek, przez ich zainteresowania, itd. Mówiliśmy tez o stresie, pracy w grupie, komunikacji, również tej lekarz-pacjent. Dało mi to dużo, i nie tylko na teraz, na początek studiów, ale myślę, że również pomoże mi to w przyszłym zawodzie. Integrowaliśmy się nie tylko podczas zajęć, ale również w czasie przerw, probowaliśmy być w jednej grupie dziekańskiej, ale nie było to możliwe. Odkryliśmy, że panie w centrum dydaktycznym nie są miłe dla studentów, tym bardziej pierwszorocznych(kandydatów), w przeciwieństwie do Pań z rektoratu, które nawet odpowiedź odmowną potrafiły uprzejmie przekazać, bo student/pierwszoroczny/kandydat to też człowiek, choć może nie wygląda.

Wróciłam do domu, miałam wrócić w piątek, po odebraniu legitymacji, ale jestem teraz. Nie będę na spotkaniu z władzami uczelni, legitymacje odbiorę w poniedziałek, a o swojej grupie dziekańskiej dowiem się smsem od koleżanki. Rysiek został w Wawie. Tymczasowo mieszka sobie w innym mieszkanku. Chłopaki, wielkie dzięki za pomoc :).

Rodzinka sie ucieszyła, że mnie widzi. Ja też się cieszę. Nawet pogoda w Gdyni jest ładniejsza :). W stolicy jeszcze nie czuję się u siebie, chociaż, co jest sukcesem, nie zgubiłam się ani razu :).

22 września 2008

zajęcia integracyjno-adaptacyjne, dzień 1

Dzisiaj był długi dzień, wstałam o 6, żeby zdążyć, nie spóźnić się itd. na wypadek zgubienia się/pomylenia trasy/kierunku/środka transportu. Poszło dziwnie dobrze, dojazd na Trojdena zajął mi ok. 45 minut, czyli świetnie. Cały czas kręcę się jak fryga po wyjściu z metra, bo ciężko mi trafić na dobry tunel w przejściu podziemnym, ale się nauczę.

Zaraz przy uczelni spotkałam Ewę, dosłownie wpadłyśmy na siebie. Od razu było jakoś raźniej. wydział do spraw studenckich jest czynny już od 8, więc jutro zawiozę tam badania. Nie będę musiała tego robić w czwartek, czyli jeden dzień do przodu.

Zajęcia zaczęły się z opóźnieniem 10-minutowym, ale nadrobili to gdzieś po drodze, więc nie zabrali nam nic z przerwy na kanapki.. Potem podzielili nas na grupy alfabetyczne, i rozeszliśmy się do różnych sal. Naszą grupę prowadzi Rafał. Zajęcia nie są sztywne, ani nudne. Po 20 minutach znaliśmy imiona wszystkich z naszej grupy. Było to bardzo pomocne. Przybyło znajomych twarzy. Większość jest przyjezdna ,chociaż tylko ja jestem z północy.W przerwach mieliśmy zapewnione jedzenie i picie, więc kanapki, później obiad i na końcu ciasto. To miło, że dbają o studentów, tym bardziej, że nic za to nie płaciłam. Ostatni był wykład z transplantologii, ale nie poszłam. Do mieszkania droga długa, a mnie jakieś przeziębienie łapie, więc wolałam się wygrzać. Chociaż temat był ciekawy i chętnie bym posłuchała, wolałam nie ryzykować nudnego wykładowcy. Droga powrotna zajęła godzinę i kwadrans. Dlaczego powroty są zawsze dłuższe?

Teraz tylko kolacyjkę machnąć, w planach jajecznica z kurkami, potem pierniczki, a na dobranoc banan z mlekiem :).

Pozdrowienia

21 września 2008

Warszawa

Od soboty już mieszkam w stolicy. Od 17.00 w niedziele mieszkam sama. Pokój jest w miarę urządzony, w stylu IKEA, przyjaznym wszystkim studentom. Zostało mi jeszcze sporo rzeczy do wypakowania, kuchnia do umycia, zresztą łazienka i podłogi też. Wizyty w sklepach, hipermarketach, podróż z Ryśkiem, który zachowywał sie bardzo dzielnie, chociaż dalej jest trochę nieswój. Ale nie jestem sama, razem z nim zabrałam jakąś część domu.

Jutro warsztaty integracyjne, zobaczymy. Jak na razie opracowałam trasę dojazdu, wymaga kupienia biletu tygodniowego :). Wyjdzie taniej, dopóki nie kupię biletu miesięcznego. Mogę go zakodować na karcie miejskiej lub legitymacji, którą odbiorę w piątek. Więc odpowiedź nasuwa sie sama. Co do warsztatów, to pomimo podanego programu, mam nikłe pojęcie co się tam będzie działo, termin - "zajęcia w grupach" nie wyjaśnia zbyt dużo. Może nie będzie źle, i może ludzie z mojej grupy będą normalni :). Trzymajcie kciuki. Wrażenia opiszę jutro.

12 września 2008

Wczoraj

Nie zdążyłam wczoraj, więc piszę dzisiaj.

Cały czas emocjonuję się jazdami. Nie mogę uwierzyć, że bałam się zapisać na kurs, i tego, że sobie nie poradzę. Mogę chyba nawet powiedzieć, że jeżdżenie mnie odstresowuje, a na pewno wymaga skupienia i wyłączenia myślenia, a to bardzo pomaga. Ćwiczyłam rękaw. Początkowo zabiłam kilka słupków, ale pod koniec nawet kilka razy wyszedł mi cały. Jak już zabijam, to tylko jeżdżąc do tyłu.

Cieszą małe rzeczy, to że zatrzymałam się na linii zatrzymania, że nie staczam się do tyłu, że wpuszczony autobus podziękował awaryjnymi, że mała dziewczynka machała do wszystkich wysiadających pasażerów.

W ramach przygotowań do przeprowadzki, wcielam się w rolę gospodyni domowej, z oporami na razie, ale jakoś idzie. Wczoraj na reszcie skończyłam prasowanie, ale niestety następne pranie schnie. Syzyf nie powinien wtaczać kamienia, ale raczej śmigać z żelazkiem. Takie jest moje zdanie. Mama się śmieje, że do Warszawy dostanę niegniotącą się pościel, żebym nie musiała prasować. Ale akurat duże płaszczyzny miło się wygładza. Zrobiłam również obiad, a konkretniej zupę, cebulową. Przepis z kuchni polskiej, więc właściwie nie mógł nie wyjść. Jednak okazało się, że ja "poprawić" mogę wszystko. Do zupy wlałam wino słodkie, bo butelka bardziej mi się podobała. Ale rodzince smakowało. O zaistniałym fakcie zostali poinformowani po fakcie, jednak nikt sie nie skarżył, a nawet im smakowało :)

10 września 2008

spotkanie klasowe

Spotkałam się dzisiaj z ludźmi z klasy z podstawówki, z tych najwcześniejszych lat. Niektórzy nie bardzo się zmienili, innych z trudem rozpoznałabym na ulicy. Rozmowy o przeszłości, kto z kim siedział, różne "akcje" i inne takie wspominki, często tylko migawki, bo to przecież tyle lat minęło. Rozmowy o przyszłości, kto na jakie studia się wybiera. To mnie cieszy, że praktycznie wszyscy coś studiować będą. Ja medycynę, inni budownictwo, stosunki międzynarodowe, pedagogikę, również kierunki artystyczne - fortepian i grafika na ASP (ale to w planach). Rozmowy o teraźniejszości, tych, którzy nie przyszli, zdjęcia. Dużo wrażeń i dużo wspomnień. Fakt, który mnie cieszy najbardziej, to to, że miałam o czym z nimi rozmawiać, czyli kiedy wrócę tutaj i spotkam moich przyjaciół, to nie będzie nerwowego patrzenia na zegarek i rozmów o pogodzie. To cieszy, bardzo.

eLka

Tak więc robię prawo jazdy, a właściwie to próbuje dokończyć kurs przed wyjazdem. Jeszcze trochę godzin do wyjeżdżenia zostało. Wczoraj byłam za miastem, w ramach praktyki. Pięknie, jak ja kocham takie trasy. Od razu człowiek się odpręża, i nawet pamięta o oddychaniu. Tylko podobno wolno jeżdżę, bo instruktorka cały czas kazała mi gazu dodawać :).

W ramach popisów kulinarnych, z cyklu zobacz co masz w lodówce, na obiad zostały zrobione naleśniki z grzybami. Wyszły pyszne, aż się sobie dziwię pomysłu. Aga mi dzielnie pomagała i de facto jej dziełem były naleśniki, a moim farsz.

Mykam na kolejne dwie godzinki jazdy.

8 września 2008

dużo wrażeń

Na weekend dostałam zaproszenie do Gniewu. Był to naprawdę bardzo miły weekend, odpoczęłam, chociaż wcale nie leniuchowałam, jak to mam w zwyczaju. Byliśmy na odpuście w Piasecznie, i na grzybach. Co prawda moje zbiory były przynajmniej o połowę mniejsze niż doświadczonych grzybiarzy, ale i tak cieszyłam się z każdego znalezionego grzybka. Nie było ich aż tak mało jak sądziłam, może nałożone okulary pomogły?

Dzisiaj również pracowity dzionek, pod hasłem przetworów. Kolejna porcja soku z jabłek gotowa. Pozałatwiałam kilka ważnych rzeczy przed wyjazdem. Wniosek stwierdzony wczoraj: drucikowanie pomaga na niemyślenie, bo trzeba się skupić tylko na wyginaniu drutu do pożądanego kształtu.

Wniosek drugi: router i dostawca internetu jest kobietą, bo zbyt często strzela focha lub nie działa. Dedukcja jest prosta - ten post "zamieściłam" wczoraj.

3 września 2008

mieszkanie

Szukanie współlokatorek okazuje si.e być czymś dużo prostszym niż znalezienie mieszkania/pokoju. W ciągu pierwszego kwadransa od umieszczenia ogłoszenia dostałam 7 odpowiedzi, a ilość dalej rośnie :).

Okazało się również, że forum WUMu nie jest forum właściwym, o czym w sumie mogła świadczyć liczba postów. Po zarejestrowaniu się na właściwe, liczę na dużo większy odzew w sprawie mieszkania.

Poza tym nie rozumiem komputerów, ani trochę. Dopóki działają, wszystko jest dobrze, a nich się coś zepsuje. Instalowałam program antywirusowy, legalny, nie pirat, żeby nie było, Internet był, jakby go nie było. Nie wiem, pół dnia walczyłam, ze skutkiem raczej miernym. Bo nie mam pojęcia co się stanie po ponownym uruchomieniu systemu.

1 września 2008

Wróciłam

Wróciłam z wywczasu, dzisiaj o 5 rano. Było pięknie, ciepło i prawie nie padało. Za dużo nie zwiedzaliśmy, tylko sąsiednie miasteczko. Tydzień leżenia do góry brzuchem i nicnierobienia rewelacyjnie ładuje akumulatory. Szczególnie przed początkiem roku szkolnego, i nowych wyzwań.
W ramach wyzwań zakupiłam piękny materiał na spódnicę z koła, będzie boska.

Jako, że mam naturę podróżniczą, jeszcze dzisiaj wybieram się na lotnisko, ale to już w celach wybitnie towarzyskich.

Broszka jest skończona i umocowana na agrafce. Nie jest to może najszczęśliwsze wykończenie, ale na inne jakoś nie mam pomysłu, ani materiału. Wrzucę zdjęcia, jak zrobię, co by się pochwalić.

Wyginanie drutu bardzo pomaga na dołki, zajęcie czymś umysłu odwraca uwagę od grozy życia. Bo trudno jest przejść obojętnie nad dziecięcą chorobą i bezsilnością lekarzy. Bo "dlaczego?" nie jest w tym wypadku pytaniem. To za mocne i ciężkie słowo.

Po południu obiad u dziadków. Ucieszyli się bardzo, z opowieści o wywczasie, prezentów. Ode mnie i od Agnieszki dostali również książkę o obsłudze komputera, napisaną specjalnie dla seniorów. Odpowiednim, mało fachowym językiem, bez natłoku technicznych określeń. Dziadek już nieźle sobie radzi, babcia dopiero "raczkuje" w tym temacie. Mam nadzieję, ze książka okaże się dla nich pomocna.

20 sierpnia 2008

wielkie porządki

Dzisiaj dzień zaczął się deszczowo. Prawie tak bardzo deszczowo, jak w Czaplinku, skąd niedawno wróciłam.

W ramach porządków wakacyjno-nowoszkolnorocznych oddałam z rana książki, z których uczyłam się do matury. Piękne uczucie. Gama uczuć do nich była bardzo szeroka, od zachwytu i ciekawości, bo przecież lubię te przedmioty, przez obojętność, rezygnację, aż do totalnego wkurzenia i zdenerwowania. Bo zadania nie wychodziły, definicje były nie do zapamiętania, a termin matur był dziwnie coraz bliższy.To już na szczęście za mną. Za to one posłużą jeszcze trochę.

Stało się jeszcze kilka rzeczy, mianowicie: posprzątałam bieliźniarkę sama, raptem jedna szuflada, ale zawsze, oraz szafę, całą, ale to już z pomocną opinią siostry. Przy okazji miała niezły ubaw. Szczerze mówiąc, dość słusznie.

Odnalazło się kilka moich "zaginionych" ciuchów, wiele zostanie oddanych, trochę czekają naprawy i przeróbki. Wzbogaciłam się również o 4 nowe bluzki i sukienkę, po mamie :). tak więc dzień udany, nawet bardzo.

Na jutro planowane szycie, bo okazało się, że spódnice w mojej szafie praktycznie nie istnieją, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. A że materiał leżakuje sobie już jakiś czas, najwyższa pora go wykorzystać. Spódnice będą dwie, czerwona hiszpańska i malinowa, nie wiem jeszcze o jakim kroju, zobaczę.

18 sierpnia 2008

drut i szkło

W ramach chwalenia się:


moje pierwsze kolczyki, energetyzujące na dobry początek dnia, dające tak zwanego "kopa" do pracy.

I te same w bąbelkach:

Zrobiłam jeszcze broszkę, ale na razie jest bez mocowania, więc zrobię jej zdjęcie jak już będzie skończona.


13 sierpnia 2008

Birdie Kubeczek

Właśnie trafiłam na stronę Gisele Jaquenod. Trafiłam tam przez posta Fairy. Rzecz w tym, że można wygrać kubek, co więcej herbaciany kubek ozdobiony stworkami Gisele. Są one absolutnie słodkie i radosne, jednocześnie z zadziornym charakterkiem.

Aby wziąć udział, należy napisać na swoim blogu notkę o konkursie, wybrać kubeczek i umieścić komentarz pod postem konkursowym na blogu Gisele.

Ja wybrałam sobie taki, o:




dlatego, że nadaje się idealnie dla studentki.


Trzymam kciuki, życzcie szczęścia :)


12 sierpnia 2008

Witam

To mój pierwszy blog i jego pierwszy post. Powstał, żebym miała miejsce podzielenia się z wami tym co robię. A przede wszystkim dla moich przyjaciół, żeby szybko mogli się dowiedzieć, co tak właściwie wyrabiam w tym dziwnym, dużym mieście, w którym będę od października.

Mam nadzieję, że przyjemnie będzie Wam tutaj zaglądać, zapraszam.