12 września 2008

Wczoraj

Nie zdążyłam wczoraj, więc piszę dzisiaj.

Cały czas emocjonuję się jazdami. Nie mogę uwierzyć, że bałam się zapisać na kurs, i tego, że sobie nie poradzę. Mogę chyba nawet powiedzieć, że jeżdżenie mnie odstresowuje, a na pewno wymaga skupienia i wyłączenia myślenia, a to bardzo pomaga. Ćwiczyłam rękaw. Początkowo zabiłam kilka słupków, ale pod koniec nawet kilka razy wyszedł mi cały. Jak już zabijam, to tylko jeżdżąc do tyłu.

Cieszą małe rzeczy, to że zatrzymałam się na linii zatrzymania, że nie staczam się do tyłu, że wpuszczony autobus podziękował awaryjnymi, że mała dziewczynka machała do wszystkich wysiadających pasażerów.

W ramach przygotowań do przeprowadzki, wcielam się w rolę gospodyni domowej, z oporami na razie, ale jakoś idzie. Wczoraj na reszcie skończyłam prasowanie, ale niestety następne pranie schnie. Syzyf nie powinien wtaczać kamienia, ale raczej śmigać z żelazkiem. Takie jest moje zdanie. Mama się śmieje, że do Warszawy dostanę niegniotącą się pościel, żebym nie musiała prasować. Ale akurat duże płaszczyzny miło się wygładza. Zrobiłam również obiad, a konkretniej zupę, cebulową. Przepis z kuchni polskiej, więc właściwie nie mógł nie wyjść. Jednak okazało się, że ja "poprawić" mogę wszystko. Do zupy wlałam wino słodkie, bo butelka bardziej mi się podobała. Ale rodzince smakowało. O zaistniałym fakcie zostali poinformowani po fakcie, jednak nikt sie nie skarżył, a nawet im smakowało :)

0 komentarze: