22 września 2008

zajęcia integracyjno-adaptacyjne, dzień 1

Dzisiaj był długi dzień, wstałam o 6, żeby zdążyć, nie spóźnić się itd. na wypadek zgubienia się/pomylenia trasy/kierunku/środka transportu. Poszło dziwnie dobrze, dojazd na Trojdena zajął mi ok. 45 minut, czyli świetnie. Cały czas kręcę się jak fryga po wyjściu z metra, bo ciężko mi trafić na dobry tunel w przejściu podziemnym, ale się nauczę.

Zaraz przy uczelni spotkałam Ewę, dosłownie wpadłyśmy na siebie. Od razu było jakoś raźniej. wydział do spraw studenckich jest czynny już od 8, więc jutro zawiozę tam badania. Nie będę musiała tego robić w czwartek, czyli jeden dzień do przodu.

Zajęcia zaczęły się z opóźnieniem 10-minutowym, ale nadrobili to gdzieś po drodze, więc nie zabrali nam nic z przerwy na kanapki.. Potem podzielili nas na grupy alfabetyczne, i rozeszliśmy się do różnych sal. Naszą grupę prowadzi Rafał. Zajęcia nie są sztywne, ani nudne. Po 20 minutach znaliśmy imiona wszystkich z naszej grupy. Było to bardzo pomocne. Przybyło znajomych twarzy. Większość jest przyjezdna ,chociaż tylko ja jestem z północy.W przerwach mieliśmy zapewnione jedzenie i picie, więc kanapki, później obiad i na końcu ciasto. To miło, że dbają o studentów, tym bardziej, że nic za to nie płaciłam. Ostatni był wykład z transplantologii, ale nie poszłam. Do mieszkania droga długa, a mnie jakieś przeziębienie łapie, więc wolałam się wygrzać. Chociaż temat był ciekawy i chętnie bym posłuchała, wolałam nie ryzykować nudnego wykładowcy. Droga powrotna zajęła godzinę i kwadrans. Dlaczego powroty są zawsze dłuższe?

Teraz tylko kolacyjkę machnąć, w planach jajecznica z kurkami, potem pierniczki, a na dobranoc banan z mlekiem :).

Pozdrowienia

2 komentarze:

Agnieszka pisze...

już wagarujesz? co Ty sobie wogóle wyobrażasz?! ^^
wracaj do domu! ale już!

Marta pisze...

uprasza się nie brać przykładu z siostry, a na wykłady będę chodzić od poniedziałku :)