1 października 2008

angielski

Dzisiaj pierwsze zajęcia z angielskiego. Poznałam własną grupę. Chyba ze 20 osób. Przedstawiali się, ale pamiętam tylko kilka imion, i może kilkanaście twarzy. Dobrze, że jest razem ze mną dziewczyna z integracji, jakoś tak raźniej. Część osób jest z Warszawy lub okolic. Widać to po nich, są bardziej pewni. Z północy nie ma nikogo. Dużo sportowców, osób aktywnych. Jutro, z okazji dnia wolnego idziemy się integrować. Nie bardzo rozumiem, czemu dopiero popołudniu, skoro wolny jest cały dzień, ale widać tak komuś bardziej pasuje.

Anglistka sympatyczna, coś jak skrzyżowanie dobrodusznej babci z anglistką. Czyli da się żyć, co potwierdzają opinie wyższych roczników. Dobrze mieć takie opiniowe zaplecze. Ułatwia start. Jutro w ramach przedłużania weekendu biednym studentom medycyny mamy dzień wolny. Z okazji inauguracji roku akademickiego. Jest oczywiście niesamowicie uroczysta, itd. Więc może zabraknąć miejsc siedzących. Jeżeli się nie załapię, to wyjdę wcześniej. Jakoś przeżyję brak przemówień.

Dzisiaj też do Warszawy wpadł tata. Stęskniłam się, chociaż minął niecały tydzień. Na pocieszenie, babcia zrobiła słoiki, żeby wnuczka studentka nie umarła z głodu i miała prościej. Dziękuję babciu :*. Dzięki mamie mam teraz szybszy internet. W dzisiejszych czasach, jak wszyscy wiemy, bez internetu to jak bez ręki, lub lodówki. Dziękuję mamo, teraz będę mogła porozmawiać z Wami przez skypa.

Z okazji nadchodzącego czwartku, życzę wszystkim miłego dnia ! :)

1 komentarze:

Ylfka pisze...

Przemówienia są wspaniałe. Szczerze... nie, dobra, nie napiszę, że szczerze żałuję, że nie byłam na inauguracji UG :). Ograniczam kłamanie. A jutro mam wydziałową, ha.
A na moim roku to jest ze dwadzieścia osób w sumie :D takich prawdziwych, istniejących nie tylko na papierze i w systemie komputerowym. Nie mówię, że chodzących na zajęcia, bo na analizie było hm... dziesięć? Śmiesznie :D.
A słoiki od babci i od mamy, to wspaniała rzecz na emigracji... wyciągasz zawartość, kładziesz na patelnię i podgrzewasz, bądź w wersji mieszczańskiej na talerzyk i do mikrofali... i ten niesamowity zapach domowego jedzenia. Chce się żyć po takim posiłku :>
Pozdrawiam z północy :>